Przed rozpoczynającym się sezonem zimowym w skokach narciarskich gazety prześcigały się w zamieszczaniu coraz to nowych informacji na temat Małysza i formy innych faworytów. Telewizja nie pozostawała w tyle i "podgrzewała atmosferę" przed konkursami w Kuopio. Wszyscy mieli nadzieję, że Nasz Wielki Mistrz udowodni swoją wyższość nad rywalami.
Pojawiało się wiele buńczucznych wypowiedzi. Schmitt, Ingebrigsten, Hannawald - wszyscy chcieli bić mistrza. Podkreślali, że najważniejszym konkursem w tym sezonie będzie Olimpiada w Salt Lake City. Kuopio miało pokazać kto rzeczywiście jest w dobrej formie, a czyje słowa były tylko "straszakami na Małysza". Adam natomiast spokojnie przygotowywał się do sezonu. Sam był bardzo samokrytyczny. Natomiast Apoloniusz Tajner zapowiadał, że Małysz jest w znakomitej formie, lepszej niż przed rokiem. Twierdził również, że większość naszych chłopców jest dużo lepsza. Co do Małysza Tajner nie mylił się. Rzeczywiście mistrz świata z Lahti udowodnił swoją wysoką formę. Jednak rozczarowała bardzo słaba postawa Wojciecha Skupnia, który spisywał się bardzo obiecująco podczas Letniej Grand Prix. Robert Mateja wypadł wręcz fatalnie i nie wygląda na to, że wróci chociaż do przeciętnej dyspozycji, jaką prezentował w zeszłym roku. Niespodzianką natomiast jest dobra forma Tomasz Pochwały. Ten niespełna 19-letni zawodnik z klubu TS Wisła Zakopane zaskoczył wszystkich swoim podwójnym występem wśród najlepszej trzydziestki podczas konkursów w Kuopio.
Wracając do wątku licznych buńczucznych wypowiedzi skoczków. Martin Schmitt zapowiadał, że jest w dobrej formie i chyba udowodnił to w pierwszym konkursie, gdzie zajął drugie miejsce. Wyraźnie jednak został skrzywdzony przez sędziów. Sumując odległości Niemiec oddał o 1.5 metra dalsze skoki niż Polak. Mimo to uplasował się za Małyszem. Czy skakał w gorszym stylu? Czy też sędziowie przyzwyczaili się do zwycięstw Małysza? Te pytania pozostaną chyba bez odpowiedzi. Jedno jest pewne. Martin Schmitt, podobnie jak w zeszłych latach będzie w czołówce. Sam Martin chyba trochę zły na werdykt sędziów, w drugim konkursie nie wytrzymał napięcia psychicznego i "spalił" skok. Czy jest to spowodowane jego słabą psychiką? Wiadome jest, że Martin nie jest najmocniejszy psychicznie. Przyzwyczajony do sukcesów, teraz musi pogodzić się, że prym wiedzie Małysz.

Rozczarowuje natomiast postawa Japończyków. Z wyjątkiem oczywiście Kazuyoshiego Funakiego. Yoshioka, Kasai, Harada i Miyahira skakali wręcz fatalnie w obu konkursach. Tylko Funaki, który po chudych latach ma teraz wielki come back. W pierwszym konkursie zajął 3 pozycję, a w drugim 6. Wszystkie jego skoki były bardzo ładne stylowo. Nie jest to co prawda styl sprzed lat, kiedy bardzo często dostawał "dwudziestki", ale jego forma rośnie i na 100% pokaże jeszcze na co go stać.

Obok Schmitta, Funakiego i Małysza musimy postawić Risto Jussilainena. Trzeci zawodnik Pucharu Świata w poprzednim sezonie, po bardzo słabym występie w Letniej Grand Prix (tylko 1 punkt) w zimie udowodnił tym, którzy spisywali go na straty, że jest zawodnikiem światowej klasy, wygrywając drugi konkurs w Kuopio. Szkoda tylko, że reszta Finów nie dorównuje Jussilainenowi. Wielcy tamtego sezonu: bracia Hautamaeki, Ahonen i Kantee nie mogą wrócić do wysokiej formy. Usprawiedliwiony może być tylko Ahonen, któremu na dniach ma urodzić się dziecko i może być zaabsorbowany innymi rzeczami. Znacznie lepiej spisują się młodzi zawodnicy z Finlandii. Nowe nazwiska to Janne Happonen, Tami Kiuru i Lassi Huuskonen, którzy pokazali się z bardzo dobrej strony. Swoją dobrą formę prezentuje także "zeszłoroczna sensacja" Veli-Matti Lindstroem.

Skoro mówimy o młodzieży to nie powinniśmy zapominać o Amerykanach. Alan Alborn i nowy "czarny koń" Clint Jones mogą sprawić jeszcze nie jedną sensację. To samo dotyczy młodego Niemca Stefana Hocke.

Z niecierpliwością oczekujemy kolejnych konkursów, które odbędą się 1 i 2 grudnia 2001 w niemieckiej miejscowości Neustadt.