Przez wielu konkursy w Zakopanem uważane są za najlepiej zaorganizowane zawody z najlepszą atmosferą w całym sezonie Pucharu Świata. Jednak nie sposób nie mówić o niedociągnięciach i błędach organizacyjnych. Niestety w tym roku - mimo doświadczenia z poprzednich lat - na zakopiańskiej perełce pojawiły się kolejne rysy...
Zmniejszenie liczby widzów do 28 tysięcy, jak tłumaczono ze względów bezpieczeństwa, nie pomogło w zapanowanu nad wpuszczeniem na stadion wokół Wielkiej Krokwi tylko uprawnionych osób. Na sobotni, wieczorny konkurs nie dostało się aż 5 tysięcy osób, mimo, iż posiadali ważne wejściówki. Powód: Organizatorzy postanowili szybciej zamknąć bramy skoczni, ze względu na przepełnienie obietku. O 15:30 rozpoczęła się seria próbna, a bramy miały zostać zamknięte o 16:00, czyli w chwili początku skoków według wcześniejszjeszego planu, który uległ zmianie na prośbę niemieckich mediów.

"W sumie na trybuny przedarło się około pięciu tysięcy kibiców bez biletów" - mówił dyrektor PŚ w Zakopanem, Lech Nadarkiewicz. Nasuwa się więc pytanie czym spowodowane było owo przepełnienie - przecież w tym roku poczyniono kolejne kroki mające na celu polepszenie kontroli biletów - w tym między innymi zainstalowanie elektronicznych czytników biletów.

Kibicom udawało się dostać na skocznię przedzierając się przez kordony ochroniarzy, niektórzy przechodzili przez ogrodzenie, czy też w nocy uszkadzali płot. "Około trzydziestoosobowe zorganizowane grupki widzów bez biletów czekały przy bramkach na moment wejścia większych wycieczek z biletami, popychali ludzi od tyłu, napierali na bramę, tłum przewracał ochroniarzy i wszyscy wpadali na stadion bez kontroli biletów" - wyjaśniał na poniedziałkowej konferencji prasowej Lech Nadarkiewicz.

Niestety winą za wszystkie problemy biletowe Związkowcy obarczają... kibiców. "Moim zdaniem ochroniarze nie zawiedli. To wina kibiców, którzy organizowali się w kilkudziesięcioosobowe grupy i nacierali na ochroniarzy, forsowali też metalowe ogrodzenie. Tego nie spodziewał się nikt z ochrony" - mówił Paweł Włodarczyk. Po tłumaczeniu prezesa należy spytać - w jakim celu na obiekcie znajdowała się ochrona, która w wielu przypadkach reagowała wręcz nadgorliwie. Przecież to ich zadaniem było dopilnowanie wpuszczenia na skocznię uprawnionych osób. Debiutująca w swojej roli firma ochroniarska utrudniała także pracę akredytowanym fotoreporterom i dziennikarzom. Na kilkanaście skoków przed przejściem Małysza, ustawiał się kordon 8 ochroniarzy ubranych w kamizelki wyglądające jakby mieli odpychać tłum. Rzeczywiście tak było. Skutecznie uniemożliwiali fotoreporterom robienie fotek, odganiając ich i odpychając. Wszyscy pozostali skoczkowie przechodzili sobie spokojnie, a Małysz musiał mieć aż 8 wielkich Panów wokół swojej osoby. Zrozumiałe, gdyby były tam setki rozentuzjazmowanych kibiców, ale dziennikarze chyba mają prawo wykonywać swoją pracę w należytych warunkach. Takie zachowania są możliwe tylko w Polsce. W "starciach" z ochroniarzami ucierpiała także Siostra Warszawska, którą 3-krotnie większy dryblas odepchnął. Sam byłem świadkiem, jak ochroniarze szarpali się z całą ekipą Norwegów, którzy w kurtkach reprezentacji chcieli dołączyć do czekających na dekorację Bystoela i Ljoekelsoeya.

Można również wspomnieć o poturbowaniu serwismena ekipy polskiej, który usiłował się dostać do strefy serwisu na skoczni, oraz Mateusza Rutkowskiego, który miał pecha znaleźć się na drodze szwadronu ochrony. Nie szkodzi, że obaj ubrani byli w reprezentacyjne kurtki, a na ich szyjach wisiały jak najbardziej ważne akredytacje. "Jeden z panów organizatorów, który - jak się potem okazało - był kierownikiem ochrony, nie chciał wpuścić do tego sektora serwismena, po którym na dodatek było widać, że jest kimś z obsługi - był przecież ubrany w strój polskiej kadry, a na akredytacji miał dostęp do WSZYSTKICH stref! Wspomniany pan zaczął wypychać serwismena ze strefy, a gdy ten starał się go przekonać do swoich racji, po prostu zerwał mu akredytację. SKANDAL! Całe szczęście, że po chwili - gdy emocje już opadły - udało się dojść do porozumienia i członek polskiej ekipy mógł w końcu zająć się swoją pracą" - relacjonuje naoczny świadek.

O takich drobnostkach jak niegrzeczne częstokroć legitymowanie dosłownie co minutę dziennikarzy, zwłaszcza tych młodszych wiekiem i wyglądem, nawet nie wspominamy.

Nieoficjalną, aczkolwiek pewną drogą udało nam się dowiedzieć, w jakich warunkach pracowali wspomniani ochroniarze. Otóż dostawali oni pensję w wysokości zaledwie 3 złotych za godzinę, a przez cały okres pilnowania imprezy (a więc po kilkanaście godzin dziennie) nie mieli zapewnionego ŻADNEGO posiłku. Nic więc dziwnego, że nerwy puszczały.

Nie do końca profesjonalna jest też postawa działaczy PZN, którzy nie dość, że nie widzą swoich zaniedbań, to jeszcze ignorują dziennikarzy. Aby zrobić wywiad z Ljoekesoeyem trzeba było wykonać 5 telefonów do działaczy, bo dziennikarze nie mają wstępu do hotelu gdzie mieszkają skoczkowie. Gdzie więc zrobić wywiad? Może na ulicy? A może tak jak w przypadku naszego wywiadu z Jussilainenem (pojawi się w najbliższych dniach) na schodach!!! Fin zszedł po dziennikarzy na dół hotelu, aby z nimi porozmawiać, ale nie uniknął nerwów. Ochroniarze traktowali dziennikarzy jak intruzów, nie mówiąc już o Panu N. ze związku. Nawet skoczkowie nie mogli wprowadzać osób do hotelu, co oznacza - żadnych znajomych, przyjaciół bez akredytacji - totalny rygor. Szkoda tylko, że znajomi panów działaczy mogą wchodzić bez uprawnień. A przecież w niedaleko położonym od nas Harrachovie każdy może wejść do hotelu skoczków i normalnie z nim porozmawiać...

Poszkodowani kibice mogą składać reklamacje do Tatrzańskiego Związku Narciarskiego do 14 lutego. Pisemne reklamcje muszą zawierać "oświadczenie o zapoznaniu się z informacjami organizatora zamieszczonymi na bilecie". Należy także dołączyć kopie dokumentów potwierdzające obecność w Zakopanem w okresie weekendowych zawodów, jakimi mogą być bilety PKP lub rachunki za nocleg. Szczegóły reklamcji za bilety zakupione w internetowym sklepie PZN można znaleźć na stronach Związku (termin składania do 10.02.2005).

Zapowiadano wspaniałe zawody z rewelacyjną organizacją i wielkie emocje sportowe. Oglądając relację telewizyjną z Zakopanego można odnieść wrażenie, iż wszystkie te zapowiedzi były zrealizowane. Jednak znajdując się na miejscu, pod skocznią, można być przekonanym jedynie od dużych i niezapomnianych emocjach sportowych, jeśli natomiast chodzi o organizację to niesposób stwierdzić, że była daleka od perfekcyjnej...

zobacz zdjęcia z Zakopanego >>