W jednej z gazet fińskich ukazał się ostatnio wywiad z Taisto "Tase" Jussilainenem, wujkiem znanego skoczka - Risto Jussilainena. Taisto nie jest byle kim w skokach. To on jako pierwszy odkrył talent Mattiego Nykänena. Aktualnie jest trenerem klubowym Risto. W wywiadzie postanowił przybliżyć wzloty i upadki swojego podopiecznego.
Jak wszyscy wiemy, kilka lat temu Risto Jussilainen należał do czołówki światowych skoczków. W sezonie 2000/2001 zajął 3 miejsce w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata, za Adamem Małyszem i Martinem Schmittem. Niedługo potem całkowicie zniknął z najważniejszych imprez. Jego forma całkowicie się załamała...

Spadek formy był sumą różnych błędów. Między innymi zła inwestycja w kombinezony oraz upadek po zbyt długim skoku w Titisee-Neustadt. To właśnie ten upadek miał decydujące znaczenie i to na długi okres. Risto naderwał pachwiny. "Bolesność utrzymywała się aż do ostatniej wiosny. Coś takiego ma wpływ na człowieka" - mówi Taisto Jussilainen.
"Postanowiliśmy skończyć ze skakaniem na Laajavuori (skocznia w Jyväskylä - przyp. tłum.). Wspinaczka po starych schodach niewątpliwie była dla jego pachwin obciążeniem. Wczesną jesienią 2004 zaczęliśmy trenować na dużej skoczni w Lahti. Wtedy ustąpiły bóle. Kilka razy w tygodniu jeździliśmy do Lahti" - przypomina trener.

Po załamaniu formy skoczka trenerzy postanowili cofnąć się o kilka lat i porządnie przeanalizować wszystkie dotychczasowe poczynania. Chcieli zrozumieć wszystko, co zrobili, gdy Risto po raz pierwszy osiągnął wspaniałą formę. Potem zaczęli pracować jeszcze ciężej i mądrzej.

Risto mimo "zapaści" sportowej nie załamał się, solidnie trenował. "W treningu siłowym był sumienny, cały czas utrzymywał fizyczną formę. Ale po tym, jak Risto po raz pierwszy nie przeszedł przez kwalifikacje kadrowe w Kuusamo, przyznał się, że trenował sam w tajemnicy - w sumie w podwójnej ilości. Najpierw w domu, potem ze mną wykonywał ten sam ciężki program. Lub odwrotnie. Trenował za dużo i osiągnął coś w rodzaju przetrenowania, co prowadziło do nadmiernych prób podczas zawodów".

Mimo niepowodzeń nie zamierzał rezygnować. Jego charakter nie pozwalał mu zakończyć kariery w ten sposób. "Cały czas wierzyłem w jego potencjał i wspierałem go" - mówi trener.

Podczas zawodów Risto zbyt się usztywniał i za bardzo chciał, a następnego dnia, podczas treningu, znów skakał zupełnie rozluźniony - tak jak powinien. Wiedział, że jest na właściwej drodze, potrzebuje tylko dobrego występu, jakiegoś sukcesu, który da tak ważną wiarę w siebie.

Ten sukces przyszedł dopiero na skoczni mamuciej w Kulm w 2005 roku. "Skocznie mamucie bardzo odpowiadają technice Risto. Również jego dawny "wzlot" miał miejsce na skoczni mamuciej, w Harrachovie" - stwierdza Taisto.

W tej chwili Risto znów jest na topie. Odzyskał pewną pozycję w kadrze A i jak na razie jest pewnym punktem reprezentacji na MŚ w Oberstdorfie. Nie musi sie martwić o sponsorów. ISS nie opuściło go podczas spadku formy, jest z nim i teraz. Risto nie musi się więc martwić o wydatki.