Janne Ahonen wygrał Turniej Czterech Skoczni, nie wygrywając ostatniego z konkursów, na co liczyło i do czego predysponowało go wielu. W Bischofshofen, począwszy od treningów i kwalifikacji, skakał słabiej - narzekając na bóle nóg i zmęczenie. Po pierwszej serii konkursu wielu postawiło na nim krzyżyk - w serii finałowej, skokiem na 140,5 metra, Janne udowodnił, że uczynili to zbyt pochopnie. Oglądaliśmy pasjonujący konkurs i choć Janne Ahonen musiał tym razem ulec silniejszemu, jego wielbiciele mogą być dumni. Zachował klasę i walczył do końca - nawet jeśli deklarował, że "zwycięstwa we wszystkich czterech konkursach są dobre dla statystyków". Po zawodach w Bischofshofen powiedział - jak zwykle z poczuciem humoru - "Jestem zadowolony, Martin Hoellwarth jest zadowolony i Sven Hannawald jest zadowolony."
Wygrywając po raz trzeci Turniej, Janne stał się najbardziej utytułowanym na tym polu zawodnikiem fińskim. Przypomnijmy, że swój drugi sukces odniósł zaledwie dwa sezony temu! W jego ręce trafiła główna nagroda - samochód, z którym Ahonen miał wielkie przeboje. Tylko dzięki uprzejmości fińskiego oddziału Audi Janne mógł sprowadzić auto do ojczyzny i nie płacić olbrzymiego podatku. Dziś został właścicielem najnowszego modelu Nissana (Nissan Pathfinder SUV, niedostępny jeszcze w Finlandii, wart ok. 60 000 euro). "Upłynie trochę czasu, zanim coś wymyślimy w tej sprawie. Będą problemy. Nie wierzę, by tym razem udało się tak jak poprzednim", powiedział Janne w kwestii kłopotliwej wygranej.

Że Janne Ahonen odbierze w B'hofen - choćby tylko symbolicznie - kluczyki do nagrody, nie było niespodzianką. Zaskoczeniem natomiast - tak dla niego samego, jak dla wszystkich sympatyków - było pojawienie się w Bischofshofen małżonki zwycięzcy, syna i mamy. Tiię i Mico mogliśmy sami widzieć w naszych telewizorach - mogliśmy na własne oczy obserwować, jak pęka maska niewzruszoności na twarzy "ponurego i zamkniętego w sobie" Janne Ahonena, jak w jego oczach jaśnieje prawdziwa duma, radość i szczęście, gdy z synem w ramionach stawał na podium. Mały Mico może jeszcze nie do końca wiedział, co się dzieje. "Patrz, tata, tam jest Adam Małysz" - to były ponoć pierwsze słowa, jakie chłopiec zawołał na stadionie.

O Janne Ahonenie napisano i powiedziano już bardzo wiele - choć sezon zaczął się zaledwie kilka tygodni temu. Czy po wspaniałym początku wierzono, że wspaniała forma zawodnika z Lahti utrzyma się aż do Turnieju? Nie ma sensu nawet wracać do tych przemyśleń - dość powiedzieć, że dziś nad fenomenem Ahonena rozwodzi się cały świat. "Nigdy przedtem nie widziałem czegoś podobnego. Trudno uwierzyć, że można mieć takie odbicie" mówi Armin Kogler, były mistrz świata, wspaniały skoczek przed laty. "To przyjemność oglądać jego skoki. Ze skoku na skok jest spokojniejszy, bardziej zdecydowany, bardziej odprężony" zachwyca się jedyny, któremu udało się jak na razie triumfować we wszystkich czterech konkursach, Sven Hannawald. Pewnie rację miał i Peter Rohwein, trener niemieckiej ekipy, gdy powiedział: "Turniej 4 Skoczni rządzi się swoimi prawami i choć to przykre, nawet Janne Ahonen nie zdołał wygrać wszystkich konkursów." Ale zapamiętajmy też słowa dzisiejszego zwycięzcy i bohatera Bischofshofen, Martina Hoellwartha: "Nikt inny nie zasługiwał bardziej na wielkiego szlema niż Janne." Oby ta przyjacielska i pełna ciepłej serdeczności atmosfera zawsze panowała pośród skoczków.

Zwycięzcom gratulujemy, a wszystkich zapraszamy do Willingen, gdzie już w weekend kolejne zawody bezlitosnego Pucharu Świata.