Nawet gdyby Janne Ahonen odbijał się z rozbiegu skoczni normalnej w Garmisch-Partenkirchen, wygrałby w sobotę drugi konkurs Turnieju Czterech Skoczni na dużym obiekcie. Tak to przynajmniej wyglądało, gdy Ahonen odniósł dziewiąte zwycięstwo w dziesiątym konkursie Pucharu Świata i pozostawił rywali w zdumieniu nad swą nadzwyczajną formą.
Ahonen w obu seriach szybował najdalej. Drugi skok, 128-metrowy, był na granicy ryzyka, bo po lądowaniu na obie nogi Fin niemal dotknął ziemi. Zachował jednak równowagę i zdołał podnieść się z przysiadu, nie dotknąwszy rękami śniegu. "Nie mogłem upaść", ocenia Ahonen. "Ustałem skok, to była moja pierwsza myśl. Zaraz wiedziałem, że to wystarczy to zwycięstwa."

Austriak Thomas Morgenstern był drugi ze stratą 6 punktów, a jako trzeci uplasował się reprezentant gospodarzy, Georg Spaeth. Tak rozstrzygnęły się losy całego Turnieju - przynajmniej zdaniem największego rywala Ahonena, Norwega Roara Ljoekelsoeya.

Według wielu jedynym pytaniem jest w tej chwili, czy Ahonen powtórzy osiągnięcie Svena Hannawalda sprzed trzech lat - czy odniesie zwycięstwo we wszystkich czterech konkursach. Sam Ahonen nie zgadza się na ogłaszanie go zwycięzcą. Ale z pewnością można powiedzieć, że jeśli Ahonen - po najbardziej spektakularnym rozpoczęciu sezonu skoków w historii tej dyscypliny - nie wygra Turnieju Czterech Skoczni, będzie to największą niespodzianką w tejże samej historii.

Grupa rywali Ahonena, licząca na wstępie przynajmniej dziesięciu, po dwóch konkursach stopniała niczym śnieg w promieniach wiosennego słońca. Ahonen (528,5 pkt) prowadzi w klasyfikacji turniejowej różnicą 35,9 pkt przed Morgensternem (492,6). Ljoekelsoy, który w sobotę zajął siódmą lokatę, jest trzeci (491,4), a Austriak Martin Hoellwarth - czwarty (488,7).

Ahonen obchodzi w Garmisch swego rodzaju dziesiątą rocznicę. Wygrał na tejże samej skoczni także pierwszego stycznia 1995. Wówczas fińskiego sukcesu dopełnił Jani Soininen, który zajął trzecie miejsce.

Pośród skoczków fińskich obiekt w Garmisch-Partenkirchen uchodzi za skocznię Ahonena. Na wzniesionej w latach trzydziestych XX wieku konstrukcji agresywne odbicie z progu ma jeszcze większe znaczenie niż gdzie indziej, gdyż na Skoczni Olimpijskiej nie lata się daleko na skrzydłach wiatru. Dlatego zwycięstwo Ahonena nie mogło być niespodzianką, zwłaszcza po tym, jak w Oberstdorfie pokonał wszystkich rywali na nielubianym przez siebie obiekcie. Już po Oberstdorfie Thomas Morgenstern powiedział, że Ahonen mógłby zjeżdżać po rozbiegu tyłem, a i tak by wygrał.

Sam Ahonen nie udziela długich wyjaśnień, skąd ta niesamowita dyspozycja. Ale jasnym jest, że zmiany przepisów, jakie dokonały się w ciągu ostatnich dwóch sezonów, są Ahonenowi na rękę. Zmniejszenie kombinezonów wpłynęło na niekorzyść skoczków, którzy do tej pory szybowali, a nadmiernie odchudzeni zawodnicy musieli przysiąść do stołu. W tych warunkach Ahonen, cechujący się mocnym odbiciem i dobrą wagą (66 kg), ma przewagę.

Skromny Fin mówi, że jego skoki nie są doskonałe. Zawodnicy są jednakże zdania, że technicznie Ahonen jest w tej chwili tak bliski doskonałości, jak tylko jest to możliwe. Trener niemiecki Peter Rohwein ze zdumieniem przyglądał się, jak Ahonen w czasie lotu unosi narty tak wysoko, jak nikt inny, niemal równolegle do goleni. Wyjaśnieniem jest wyjątkowa ruchomość kostek Fina. Poza tym pewność siebie Ahonena jest maksymalna. To nic dziwnego, skoro spośród 27 zwycięstw, jakie odniósł w trwającej ponad dziesięć lat karierze, jedna trzecia przypadła w tym sezonie.

Ahonen nie udzielił nam wielu wyjaśnień po wspaniałym rozpoczęciu sezonu. Teraz ocenia, że zawody rozstrzygają się w psychice ludzkiej. "Nie jestem wcale w o wiele lepszej formie niż inni, na co mogłyby wskazywać wyniki. Ale po tak wspaniałym rozpoczęciu sezonu moja pewność siebie jest tak wysoka, że daję sobie radę w każdych warunkach", tłumaczy Ahonen. Dodaje jednak: "Zawsze gdy ktoś wygrywa kilka konkursów pod rząd, zaczyna się pisać, czy można go w ogóle pokonać. Ale nikt nie jest niepokonany."

Pozostali Finowie uplasowali się kolejno: Matti Hautamaeki 11-ty, a Risto Jussilainen 20-ty. Tami Kiuru nie wszedł do drugiej serii i zajął 40 miejsce. Jussilainen był zadowolony ze swoich skoków. Jyväskylänin jest na dobrej drodze, by po swym powrocie do światowej rywalizacji zdobyć punkty we wszystkich czterech konkursach. "W drugim skoku (111,5 m) skoczyłem ryzykownie i bardziej agresywnie. Być może powinienem zrobić tak i w pierwszej serii (108 m). To jest trudna skocznia. Zbudowano ją w latach trzydziestych, a każde dziesięciolecie niesie z sobą nowe wymagania dla skoczków", ocenia Jussilainen.