Fabryka rekordów Janne Ahonena pracuje pełną parą. W niedzielę w Engelbergu Fin odniósł siódme sezonowe zwycięstwo na osiem rozegranych konkursów. W dwudziesto-pięcioletniej historii Pucharu Świata nie było skoczka, który tak by rozgramiał rywali od samego początku.

"Nie do uwierzenia, że znów wygrałem" powiedział po konkursie.

25 jest liczbą, którą należy wspomnieć raz jeszcze: dzisiejsza wygrana Ahonena jest jego właśnie dwudziestą piątą w karierze. I trzeba dodać, że przypadła dokładnie 11 lat po jego pierwszej. 19 grudnia 1993 Janne Ahonen, wówczas zaledwie szesnastolatek, triumfował w zawodach Pucharu Świata i to nie gdzie indziej, jak w tymże samym Engelbergu, na tejże samej (aczkolwiek przebudowanej) skoczni Grosstitlis. Nie ulega wątpliwości, że obiekt na Górze Aniołów jest Ahonenowi niemal tak przyjazny, jak domowa skocznia w Lahti. Pięć wygranych i 7 miejsc na pozostałych stopniach podium. "Lubię tę skocznię. Mam nadzieję, że nie było to ostatnie zwycięstwo na tym obiekcie" wyznał, a warunki pogodowe, czyli rzęsisty deszcz, w którym odbywał się konkurs, skomentował bez emocji: "Deszcz nie przeszkadzał mi bardziej niż pozostałym. Poza tym 11 lat temu też tu padało."

Osiem konkursów, siedem zwycięstw. W sezonie 1998/99 Janne zaliczył sześć wygranych pucharowych - w tej chwili ma przed sobą jeszcze 20 zawodów indywidualnych. Strach się bać, czego dokona. O ile oczywiście założymy, że nie utraci tej wspaniałej dyspozycji, która pozwala mu pokonywać rywali i zdumiewać cały skokowy światek. Po dzisiejszym konkursie można powiedzieć po raz kolejny, że szczęście sprzyja lepszym. Janne oddał dwa najdłuższe skoki obu serii, jednakże styl, w jakim to uczynił, pozostawił wiele do życzenia. Życzenie się wszakże spełniło: Janne wygrał - z przewagą zaledwie 0,4 punktu nad Jakubem Jandą. "Po drugiej serii nie wierzyłem, że wystarczy mi punktów do zwycięstwa. Usiłowałem pociągnąć możliwie najdalej i lądowanie nie było tak dobre, jak miałem nadzieję" powiedział Ahonen, który w rundzie finałowej musiał przysiąść na nartach. Sędziowie obniżyli mu noty - sprawiedliwie, za wyjątkiem arbitra norweskiego, który ocenił skok Fina na 15,5. Oto, co o wyczynie swego podopiecznego powiedział Tommi Nikunen: "Tuż przed skokiem Ahonena warunki trochę się pogorszyły i dwaj ostatni zawodnicy skakali w tych gorszych warunkach. Oczywiście, Janne oddał dobry skok, ale gdy zobaczyłem to lądowanie, wiedziałem, że będzie ciężko."

Jakub Janda po raz trzeci z rzędu nie wytrzymał presji psychicznej i przegrał pierwsze miejsce na rzecz Ahonena. "Zwycięstwo było blisko, ale znów spóźniłem odbicie" ocenił. Ale nie łudźmy się - Czech przełamie się bardzo szybko i całkiem prawdopodobne, że już podczas Turnieju Czterech Skoczni będzie rządził; może nawet w Oberstdorfie uda mu się odnieść pierwsze w karierze zwycięstwo - zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że w przeciwieństwie do Grosstitlis, na Schattenbergu nigdy się Ahonenowi szczególnie nie wiodło. Tommi Nikunen wspominał, że wspaniała passa Ahonena musi się skończyć - mówił też co prawda, że fińskiemu skoczkowi zagrozić może jedynie Adam Małysz, ale tylko osoba krótkowzroczna mogłaby zapominać o Jakubie, którego sportowa złość i chęć triumfu musiały osiągnąć maksymalny pułap. "Sytuacja pomiędzy Jandą a Ahonenem nieco przypomina sytuację z sezonu ubiegłego, między Roarem Ljoekelsoeyem a Ahonenem. Dobrze, że teraz rozwija się to w tym kierunku" podsumował Nikunen.

Poza Ahonenem do Engelbergu Nikunen zabrał tylko dwóch podopiecznych, którzy uplasowali się kolejno: Matti Hautamaeki - szósty, Tami Kiuru - dwudziesty. "Hautamaekiemu nie poszczęściło się w pierwszym skoku, ale drugi był już zachwycający. Tak samo w przypadku Kiuru: pierwszy był jego najlepszym do tej pory, a drugi był o następne kilka stopni lepszy." Oby ten optymizm trenera kadry Kraju Tysiąca Jezior miał swe uzasadnienie w dalszej części sezonu, albowiem jak na razie Finom brakuje czwartego do brydża, a Mistrzostwa Świata zbliżają się wielkimi krokami. Jeszcze wcześniej - bo już za kilka-naście dni - Turniej Czterech Skoczni. Niektórzy upatrują w Janne Ahonenie pretendenta do powtórzenia sukcesu Svena Hannawalda sprzed trzech lat. Co sądzi o tym sam zainteresowany? "Jest o wiele za wcześnie, by o tym mówić. Dziś różnica wynosiła zaledwie 0,4 punktu, a inni są coraz mocniejsi. Jest to możliwe, ale potrzeba również szczęścia i musiałbym być najlepszy we wszystkich czterech konkursach." Jakkolwiek będzie, kibicom niech szykują się na wielkie emocje.