W ostatnich dniach nasz serwis podał informację, że Martina Schmitta zabraknie w zawodach PŚ w Harrachovie. Tymczasem pojawiły się dokładniejsze informacje, możemy więc skorygować i uzupełnić wiadomość. Istotnie Martin nie wystartuje w najbliższych zawodach PŚ, także jego start w Engelbergu jest wątpliwy. Wycofanie Martina absolutnie nie ma jednak być karą! - skoczek pozostanie na jakiś czas w Skandynawii, gdzie zamierza trenować.
Przed sezonem Schmitt zapowiadał, że chce zbliżyć się do dawnej formy i znów liczyć się w walce o wysokie miejsca. Na razie rzeczywistość jest bardzo odległa od tych planów - w tym sezonie ani razu nie udało mu się jeszcze zdobyć punktów PŚ. Wyniki powodują tylko jeszcze większe zdenerwowanie: "Jestem po prostu wściekły, bo moje możliwości są większe, co pokazywałem już w treningu. Nie mogę być zadowolony z sytuacji, im więcej startuję, tym gorzej skaczę".

Słabą formę zawodnika skomentował także Jens Weissflog: "Martin nie mógł stracić swojego potencjału, zapomnieć, jak się skacze". Dawny mistrz radzi wycofanie się na jakiś czas z zawodów, wypróbowanie nowego sprzętu (Martin robił to całe lato...), trening na małych skoczniach. Porównuje sytuację Schmitta do niegdysiejszej "nieobecności" Adama Małysza. Jednak Małysz był wtedy sporo młodszy, niż Schmitt obecnie...

Martin uspokaja, że nie zamierza jeszcze kończyć kariery. Na pewno nie chciałby odejść jako pokonany. Trenerom udało się znaleźć przyczynę jego słabych skoków: Martin popełnia błąd techniczny na rozbiegu - środek ciężkości znajduje się za bardzo z tyłu, co utrudnia prawidłowe odbicie. W skokach narciarskich takie niuanse techniczne rzeczywiście mogą mieć duży wpływ na końcowy wynik. Oczywiście praktyczne skorygowanie błędu jest dużo trudniejsze, niż samo zauważenie go. Jednak trenerzy chcą dać zawodnikowi czas na ustabilizowanie techniki skoku.