Czyżbyśmy oglądali początek poprawy kondycji czeskich skoków? Wszystko wskazuje na to, że coraz śmielej możemy twierdząco odpowiadać na to pytanie. Trzecie miejsce Jakuba Jandy przed tygodniem i druga pozycja w dzisiejszym konkursie pozwalają mieć nadzieję, że w obozie Czechów sprawy zmierzają w dobrym kierunku.
Zmiana szkoleniowca czeskiej drużyny skoczków narciarskich, z czego wyraźnie zadowolony jest Janda, przynosi efekty.

"Z trenerem Vasją Bajcem w naszej drużynie panuje znacznie spokojniejsza atmosfera. To bardzo pomaga mi w skupieniu się nad moją techniką skakania i poprawieniu innych błędów" - powiedział Janda na konferencji prasowej po konkursie. "Czujemy się przez to o wiele lepiej, w zawodach zaczęli nas traktować poważnie".

Występ Jandy skomentował również David Jiroutek, osobisty trener Jakuba: "Wyrósł ze skokowej miernoty. Domyślałem się, że to w nim tkwi, ale teraz widzę, co naprawdę się za tym kryło".

W pierwszej serii dzisiejszego konkursu Janda skoczył na odległość 130,5 metra i zajmował drugą pozycję, z szansami na wygraną. W finale Czech wytrzymał presję psychiczną (co nie udało się chociażby Thomasowi Morgensternowi, trzeciemu po pierwszej rundzie), oddał jeszcze dalszy skok (133,0 m) niż przy pierwszym podejściu i utrzymał drugą, bardzo wysoką lokatę.

"Czapki z głów przed tym czego dokonuje, to było super!" - stwierdza z wielkim zadowoleniem Jiroutek, który denerwował się szczególnie przed tym drugim skokiem "strasznie, ale jak już go wykonał, wrzeszczałem jak dziki!".

Po trzech konkursach tegorocznego sezonu Janda zajmuje rewelacyjną, trzecią lokatę w klasyfikacji Pucharu Świata. Niestety, jego koledzy z drużyny nie zbliżają się ani trochę wynikami do zawodnika z Frenstatu. Janda jest jedynym Czechem, który punktował w którymkolwiek z konkursów. Drugi z reprezentantów naszych południowych sąsiadów, który wystąpił w dzisiejszym konkursie w Trondheim - Jan Matura - nie zdołał awansować do finałowej rundy i zajął 35. pozycję.