Niedawno nasz serwis podał dobrą informację: dla Vikersundu przyszłość znów rysuje się różowo. Niestety był to sąd zbyt pochopny. Wprawdzie szanse na realizację najbardziej krótkoterminowego planu są bardzo duże - loty w Vikersund znalazły się w szkicu kalendarza PŚ na przyszły sezon. Zawody miałyby się odbyć 10 i 11 grudnia 2005 r. Jednak nad dalszą przyszłością obiektu znów gromadzą się ciemne chmury. Powodem jest po raz kolejny skocznia w Roedkleiva, która jeszcze nie istnieje, a już stanowi zagrożenie dla Vikersundu.
Jak się okazuje, Norweski Związek Narciarski bynajmniej nie odstąpił od planów budowy nowej skoczni mamuciej pod Oslo. W ostatnich dniach ukazał się raport związku, oceniający alternatywy: budowę w Roedkleivie lub modernizację w Vikersundzie. W przyjętej skali 168 punktów pierwszy wariant otrzymał 152 punkty, drugi - tylko 84. Vikersund dostał punktu za organizację zawodów, kulturę sportową i zaangażowanie społeczności lokalnej. Jednocześnie jednak ostro skrytykowano to, co rzeczywiście w znacznej części skrytykować trzeba - brak wyciągu, słabą bazę noclegową, trudny dostęp, niewielką widownię, niekorzystne warunki pogodowe. Za Vikersundem przemawia jednak coś innego. Anne Marie Lund Thorvik ze stowarzyszenia Skiflyvning Vikersund AS kometuje decyzję związku narciarskiego: "To osobliwe, że decydenci nie potrafili znaleźć żadnego pozytywnego rysu skoczni w Vikersund, która istnieje w rzeczywistości, i nic negatywnego w Roedkleivie, która istnieje tylko na papierze". Koszt szerokiej modernizacji skoczni w Vikersundzie szacuje się na 82 mln koron, budowa mamuta w Roedkleivie ma pochłonąć około 163 mln koron (koszt ma wzrosnąć do 199 mln, jeżeli zapadnie decyzja o wybudowaniu obok skoczni normalnej - byłoby to bardzo dobrą decyzją z punktu widzenia przygotowań do Mistrzostw Świata w 2011 r., jeżeli FIS przyzna Oslo ich organizację).

Wizja nowej skoczni wydaje się aż zbyt idylliczna. Roedkleiva ma znajdować się poniżej granicy mgły i być na nią narażona w stopniu znacznie mniejszym niż pobliskie Holmenkollen. Teren jest też podobno dość dobrze osłonięty od wiatru. Oczywiście jeżeli przeprowadzono już wymagane przed zatwierdzeniem budowy skoczni badania pogody, trudno podważyć te wypowiedzi. Jeżeli nie, jest to raczej myślenie życzeniowe. Skocznia w Vikersundzie przy wszystkich obecnych niedostatkach jest już znana, Roedkleiva to wielka niewiadoma.

Znane są już jednak pierwsze parametry techniczne. Potwierdza się pogłoska, że Roedkleiva ma być budowana z myślą o rekordzie świata. Różnica poziomów między krawędzią progu a najniższym punktem skoczni ma wynosić 140 m. To 10 m więcej, niż pozwalają obecne przepisy. Komitet budowy skoczni ma nadzieję, że FIS do tego czasu zmieni ten punkt regulaminu. Na takiej skoczni możliwe byłyby skoki rzędu 250 m i, co być może jeszcze ważniejsze, możliwa byłaby rozbudowa. Teoretycznie skocznię możnaby bez trudności powiększyć, kiedy FIS poszedłby na kolejne ustępstwa dotyczące "rośnięcia" skoczni. Ok. 2010 roku nowa skocznia miałaby zastąpić starą, choć nagabywani zwolennicy Roedkleivy nie wykluczają możliwości utrzymania w Norwegii dwóch formalnie czynnych skoczni do lotów narciarskich. Problemem jest jednak to, że cały świat skoków niekoniecznie potrzebuje nowych skoczni mamucich. Poza obecną największą skocznią świata w Planicy na każdym z istniejących mamutów zawody rozgrywane są mniej więcej raz na trzy lata! Przepisy FIS nie zezwalają na trening na skoczniach tej wielkości poza okresem tuż przed zawodami i podczas zawodów, więc "przeciętny" mamut może przez dwa sezony nie być używany w żaden sposób oprócz zwiedzania przez turystów i ewentualnych kontroli stanu skoczni.

Przedstawiciele Vikersundu czują się postawieni pod ścianą: najgorsze jest to, że na zebranie argumentów za utrzymaniem swojej skoczni mają bardzo mało czasu. Już 24 stycznia ma w Norweskim Związku Narciarskim ma się odbyć spotkanie, na którym prawdopodobnie zostanie podjęta decyzja co do przyszłości obu skoczni: realnego Vikersund Hoppsenter i na razie wirtualnej Roedkleivy. Arve Thorvik z Skiflyvning Vikersund AS uważa, że związek narciarski opracował raport w zbyt dużym pośpiechu, posługując się zawodnymi metodami analizy. W swoim komentarzu kwestionuje poszczególne "punty oskarżenia":
- jeżeliby kierować się tylko spodziewaną liczebnością widzów, wszystkie konkursy powinny odbywać się w Oslo. Pozostałe skocznie mamucie w Europie leżą zresztą także w małych miejscowościach lub zgoła osadach;
- zwolennicy budowy skoczni w Roedkleivie zapominają, że Oslomarka jest terenem chronionym;
- zapatrzenie w wizję nowej skoczni powoduje także, że nie zauważa się już istniejącej. Vikersund to nie tylko przestarzały obiekt, ale i lata zaangażowania w organizację zawodów i jedno z największych w kraju centrów skoków narciarskich, jeżeli uznać za wyznacznik liczbę skoczni;
- plany zagrażają także skoczni w Holmenkollen (w ten punkt osobiście trudno mi uwierzyć - Holmenkollen jest dla Norwegów wręcz symbolem i sądzę, że porzucenie tego obiektu wydawałoby się im świętokradztwem).
Alternatywa postulowana przez Skiflyvning Vikersund AS to równoległa rozbudowa Holmenkollen oraz Vikersund Hoppsenter i uczynienie obu ośrodków nowoczesnymi centrami skoków. Czy jednak zarządzający legendarną skocznią w Oslo zechcą współpracować raczej z borykającym się z nieufnością związku narciarskiego Vikersundem, niż z sąsiadem, choćby na razie wirtualnym?...