W minionym sezonie team Miki Kojonkoskiego zdecydowanie dominował na światowych skoczniach. Ów świetny fiński trener z coraz gorzej, z roku na rok, skaczącej ekipy Ludvika Zajca, mającej lata chwały daleko za sobą uczynił światową potęgę. W sezonie 2003/04 czterech zawodników zmieściło się w pierwszej piętnastce Pucharu Świata (fakt, w latach minionych zdarzały się kraje, których reprezentanci w większych ilościach w tej piętnastce się mieścili), wygrali wszystkie konkursy drużynowe, oraz najwięcej konkursów w sezonie. Dlatego nie dziwmy się, że w następnym cyklu właśnie ich należałoby widzieć w roli głównych faworytów.
Największym asem w talii Kojonkoskiego w sezonie 2003/04 był niewątpliwie Roar Ljoekelsoey. Wygrał najwięcej konkursów oraz zdobył złoty medal na Mistrzostwach Świata w Lotach Narciarskich. Jego wielka forma była wręcz sensacyjna, jako iż w ciągu całej długiej kariery nie notował tak dobrych wyników. Ma 28 lat i jeszcze przez co najmniej kilka sezonów może utrzymać się w światowej czołówce. Czy jednak to nastąpi? Jest to całkiem możliwe. Pomimo olbrzymiej konkurencji w Norwegii i na świecie Roar powinien spokojnie utrzymać miejsce w czołówce, choć niekoniecznie na tak wysokim miejscu. W Letnim Grand Prix skakał w kratkę, ale wydaje się, że raczej traktował je jako cykl bardziej oficjalnych treningów. Kiedy tylko bardziej się postarał zajął drugie miejsce (Innsbruck). Jego starty w sezonie 2004/05 będę więc śledzić ze szczególnym zainteresowaniem.

Wydaje się, że największą konkurencję dla Ljoekelsoeya w kadrze norweskiej stanowią Bjoern Einar Romoeren i Daniel Forfang. Ten pierwszy już w poprzednim sezonie miał piorunujący finał (pamiętamy, że ukończył cykl na trzecim miejscu), świetnie skakał w norweskich wewnętrzych końcówkach, całkiem nieźle też latem. Jest też w dużo lepszym wieku dla sportowca niż Roar (ma 23 lata, wiek optymalny dla zawodnika tej dyscypliny), poza tym jest niesamowicie głodny sukcesów. Forfang za to jest prawdziwym objawieniem Letniego Grand Prix. W sezonie zimowym nie zdobył bodaj jednego punktu. W letnim mało kto stawiał go w roli faworyta. Jednak ten niedoceniany 25 latek, skoczek zwykle drugiego, albo nawet trzeciego garnituru w Norwegii wygrał dwa konkursy i zakończył cykl na świetnym trzecim miejscu. Z jednej strony przykład Amerykanina Jonesa mówi nam wyraźnie, że wysoka pozycja w LGP niekoniecznie przekłada się na starty zimą. Za to z drugiej strony Daniel na pewno uświadomił sobie, że ma swoje pięć minut i jeśli ich teraz nie wykorzysta może być za późno.

Kolejny na liście potencjalnych faworytów sezonu jest ten, który zawsze najbardziej fanów skoków zadziwiał – Tommy Ingebrigtsen. W 1995 roku ten wtedy jeszcze prawie nieznany skoczek zdobył Mistrzostwo Świata. Potem raz było lepiej, raz gorzej. W sezonie 2002/03 wydawało się że Tommy zniknął ze światowej czołówki – on jednak zdobył srebrny medal Mistrzostw Świata. Można więc go z wbrew pozorom małą dozą ryzyka zaliczyć do faworytów Mistrzostw w Oberstdorfie. Czy możemy go zaliczyć też do faworytów PŚ? Ciężko powiedzieć, bo Ingebrigtsen skacze dość nierówno. Dość powiedzieć, że w ciągu swojej wcale niekrótkiej kariery nie odniósł bodaj jednego zwycięstwa. W pierwszej piętnastce powinien się jednak zmieścić.

Następny sezon będzie chwilą prawdy dla Sigurda Pettersena. Pamiętamy jego odniesione w świetnym stylu zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Niemniej końcówkę sezonu miał już dość słabą, nie zachwycał też latem. Może nie wytrzymać naporu młodych, głodnych sukcesu skoczków. Poza tym przyplątała się kontuzja. Sigurd może więc wypaść ze światowej czołowki.

Jeśli chodzi o skoczków z kadry B poprzedniego sezonu – Andersa Bardala, Larsa Bystoela, Mortena Solema i Henniga Stensruda to każdy z nich zdolny jest do bardzo dobrych startów, brakuje im jednak równej, dobrej formy. Ciężko coś o nich powiedzieć, bo poza Solemem raczej nie pokazywali się latem. Moim zdaniem najlepiej w przyszłym sezonie powinien wypaść Bystoel – najrówniejszy z nich wszystkich, poza tym on wykazuje największe postępy (mimo niemal 26 lat). Stensrud to jednak taki lepszy średniak, a Solem i Bardal niemal zawsze psują swe drugie skoki.

Co do pozostałych norweskich skoczków, to nie przekreślałbym mistrza zawodów drugiego planu – Olava Magne Doennema. Co prawda w Pucharze Świata od lat nie notował dobrych występów, w zawodach kontynentalnych jednak należy do czołówki (choć akurat latem 2004 i tam skakał słabo). Kim-Roar Hansen postanowił wycofać się ze sportu. Szkoda, bo można było pokładać w nim spore nadzieje. Tacy skoczkowie jak Eirik Ulmoen czy Morten Gjesvold gdzie indziej pewnie by mieli jakieś szanse przebicia, w Norwegii będzie im jednak bardzo ciężko. Może pojawi się jakiś całkowicie nieznany skoczek, który zatrzęsie światowymi skokami. Tego też nie można wykluczyć. Norwegia w każdym razie powinna utrzymać palmę pierwszeństwa w świecie światowych skoków jeszcze co najmniej przez najbliższy sezon.