Roar Ljoekelsoey to skoczek, który pojawił się w światowych rankingach już w sezonie 1992/93. Aż do cyklu 2002/03 uchodził za sympatycznego średniaka, czasem mieszczącego się w drugiej dziesiątce światowego rankingu, ale nigdy za skoczka z absolutnej czołówki. Dopiero w ubiegłym roku, po wielu latach kariery udało mu się wreszcie odnieść swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo. Rzeszy kibiców, wydawało się, iż jest to szczyt możliwości Norwega. Tymczasem w minionym sezonie 28 letni skoczek wspiął się na narciarski Olimp swoimi świetnymi rezultatami, stając się największą gwiazdą norweskiego dream-teamu.

2. Roar Ljoekelsoey (Norwegia) – 1306 punktów


Już pierwszy konkurs w Kuusamo zwiastował świetną formę Roara. Po pierwszej serii skokiem na 133,5 metra zajmował ex aequo – z nomen omen Janne Ahonenem drugie miejsca. W finałowej serii skok mu zupełnie nie wyszedł – osiągnął tylko 111 metrów i spadł na miejsce dziesiąte (i tak wypadł o niebo lepiej od swego rywala z Finlandii). Dwa dni później w jedynej, rozegranej serii Ljoekelsoey uplasował się na pozycji czwartej. Jego dobra forma stawiała go w roli jednego z faworytów konkursu w Trondheim. Tam Roar osiągnął drugi wynik pierwszej serii i czwarty wynik drugiej skokami na 130 i 121 metrów. Dało mu to jednak pierwsze w tym sezonie zwycięstwo, gdyż jako jedyny osiągnął dwa mniej więcej równe rezultaty. Po pierwszej serii skandynawskim konkursów Roar w klasyfikacji ogólnej ustępował tylko naszemu Małyszowi.

W Titisee-Neustadt w jedynej tamtego dnia rozgrywanej serii Ljoekelsoey wypadł tak sobie – zajął dziewiętnastą lokatę (jeszcze tylko raz miał powtórzyć to „osiągnięcie”). W Engelbergu za to odniósł bardzo przekonywujące zwycięstwo. Na Turniej Czterech Skoczni jechał jako lider Pucharu Świata.

Sam Turniej okazał się dla Ljoekelsoeya w skali całego cyklu najmniej udany. W Oberstdorfie po pokonaniu słabego Happonena po rundzie KO zajmował dziewiąte miejsce, którego nie poprawił w drugiej serii. W Garmisch-Partenkirchen był tylko czternasty (a w pierwszej serii wyeliminował Chedala). Po tym konkursie spadł na trzecie miejsce w łącznej klasyfikacji. Innsbruck to obok Titisee-Neustadt najgorszy start Ljoekelsoeya w całym sezonie. Po pokonaniu swego rodaka Solema zajmował szesnastą lokatę, ale słabym drugim skokiem zsunął się o trzy miejsca w dół. Poprawa nastąpiła w Bischofshofen. Po pierwszej serii był co prawda siedemnasty, ale bardzo dobry drugi skok wywindował go na koniec pierwszej dziesiątki. Cały Turniej zakończył na pozycji dziewiątej.

W Libercu wciąż było tak sobie. Bo blado na tle innych startów wypadają miejsca dwunaste i piętnaste. Chwilowo nawet spadł w Pucharze na czwartą pozycję. W Zakopanem jednak forma Roarowi wróciła. W pierwszym konkursie zajął dziewiąte miejsce. W drugim prowadził po pierwszej serii, ale ostatecznie sklasyfikowany został na trzecim miejscu. Było to pierwsze podium Norwega od konkursu w Engelbergu. W następnych konkursach tylko dwa razy miało go na nim zabraknąć.

Pierwszy ze wspomnianych dwóch konkursów miał miejsce w Hakubie, gdzie Roar uplasował się na siódmym miejscu. Potem jednak nastąpiły jego wielkie dni w Sapporo. W pierwszym konkursie po pierwszym skoku zajmował miejsce drugie tuż za Janne Ahonenem. Jednak w ostatecznym rozrachunku dwaj wielcy rywale zamienili się miejscami. Dzień później po pierwszej serii był dopiero jedenasty, osiągając przeciętny wynik 122,5 metra. Jednak w serii finałowej skok jedenaście metrów dłuższy zapewnił mu już czwarte zwycięstwo w sezonie. Po tym konkursie awansował na drugie miejsce w Pucharze i tak już miało zostać.

Loty w Oberstdorfie to kolejny triumf Roara. W pierwszej serii pobił rekord skoczni skokiem na 223 metry, w drugiej przypieczętował sukces wynikiem 201,5 metra. W Willingen znowu po pierwszej serii był jedenasty, a w drugiej osiągnął najlepszy rezultat, ale tym razem wystarczyło to na „zaledwie” trzecie miejsce. Dzień później wraz z kolegami wygrał konkurs drużynowy.

Następny punkt w kalendarzu to najważniejsza impreza sezonu – Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Roar w pierwszej serii osiągnął 191,5 metra – dawało mu to czwarte miejsce, które zachował skokiem na 221,5 metra w drugiej serii. Dzień później w trzeciej próbie wylądował na 222 metrze i przed serią finałową przegrywał już tylko z Tamim Kiuru. I tego przeciwnika zostawił w polu pokonanych dzięki skokowi na odległość 210,5 metra. W konkursie drużynowym wraz z kolegami zdobył kolejne złoto, stając się największym bohaterem mistrzostw.
W Salt Lake City po pierwszej serii Roar był dziesiąty, ale nie po raz pierwszy wygrał drugą serię – tym razem dało mu to czwartą pozycję. Turniej Skandynawski zaczął się od tradycyjnego zwycięstwa Norwegów w drużynie w Lahti. W konkursie indywidualnym uległ Romoerenowi, mimo prowadzenia po pierwszej serii. W Kuopio również przegrał tylko ze swym młodszym rodakiem. Te dwa drugie miejsca okazały się być decydujące dla klasyfikacji ogólnej sezonu. Bowiem i w Lillehammer, i w Oslo odniósł przekonywujące zwycięstwa (podobnie jak w łącznej klasyfikacji Turnieju Skandynawskiego), ale w ostatecznym rozrachunku przegrał Kryształową Kulę z Janne Ahonenem o 10 punktów!

Mimo to, właśnie Ljoekelsoey okazał się największą gwiazdą minionego sezonu. Wygrał najwięcej konkursów, zdobył dwa złote medale Mistrzostw. I pomyśleć, że jeszcze niedawno chciał zakończyć karierę. Czasem sportowy sukces przychodzi w najbardziej niespodziewanym momencie. To właśnie stało się z Roarem, a czas jego jeszcze się nie skończył i niemal pewnym jest, że w przyszłym sezonie również będzie jednym z głównych aktorów na scenie światowych skoków narciarskich. Na co czekam z niecierpliwością.