Jeszcze w sezonie 2001/02 Sigurd Pettersen był skoczkiem nawet nie drugiego garnituru, klasyfikowanym w ósmej dziesiątce Pucharu Świata. Kiedy jednak trenerem Norwegów został Mika Kojonkoski, Sigurd awansował w szybkim tempie do ścisłej czołówki. Miniony sezon okazał się być jeszcze lepszy, obecnie Pettersen należy do najlepszej piątki światowych skoków narciarskich, w świetnym stylu wygrywając kilka konkursów. Prześledźmy jego występy w minionym cyklu.

4. Sigurd Pettersen (Norwegia) – 787 punktów


W pierwszym Konkursie w Kuusamo wypadł słabo. Zajął miejsce tuż za pierwszą trzydziestką. Za to w osławionym, patologicznym konkursie drugim, skokiem na 131 metrów zapewnił sobie pierwsze zwycięstwo. U siebie w Trondheim po pierwszej serii był dopiero siedemnasty. Ale w drugiej oddał najdłuższy skok serii (127 metrów) i awansował aż o dziesięć pozycji. W klasyfikacji zajął miejsce czwarte.

Przed Turniejem Czterech Skoczni Sigurd zaprezentował się nieźle w Titisee (13 miejsce) i bardzo dobrze w Engelbergu (4 pozycja i świetny skok na odległość 137,5 metra w drugiej serii). Na Turniej jechał więc z dużymi nadziejami.

W Oberstdorfie skaczący z nim w parze Fras mógł tylko podziwiać formę Norwega. Tak jak i cała reszta stawki. Po pierwszej serii dzięki skokowi na odległość 133 metry prowadził. W drugiej oddał wręcz genialny skok – osiągnął 143,5 metra. Nikt nie miał szans. Nie inaczej było w Garmisch. Choć tym razem jego przeciwnik – Vassiliev wybronił się jakoś bo awansował do drugiej serii jako lucky loser, to znowu Norweg prowadził po pierwszej serii. W drugiej skoczył nieco słabiej, ale zachował 0,7 punkta przewagi nad drugim Hoellwarthem. W Innsbrucku nie udało się Pettersenowi wygrać. Po pierwszej serii, w której pokonał Widhoelzla, był czwarty. W drugiej tylko zdołał utrzymać tą lokatę. W Bischofshofen po pierwszej serii był znowu czwarty. Ale w drugiej pobił wszystkich i przypieczętował tą wygraną (ostatnią w sezonie) zwycięstwo w całym Turnieju. Założył też na moment żółtą koszulkę lidera. Niektórzy nasi komentatorzy stwierdzili że pierwszy raz w karierze, zapominając o epizodzie z sezonu 2002/03, kiedy również przez pewien czas prowadził w Pucharze.

Do Liberca Pettersen nie pojechał, przez co został wyprzedzony w klasyfikacji przez Ahonena. Następnym sprawdzianem dla Norwega miały być więc konkursy zakopiańskie. Tam nieco zawiódł. W pierwszy dzień zajął miejsce tuż za pierwszą dziesiątką. W drugim po pierwszej serii zajmował słabe osiemnaste miejsce, ale udało mu się awansować na pozycję dziewiątą. W klasyfikacji generalnej ciągle jeszcze trzymał się na drugim miejscu, ale to miało się zmienić.

W Japonii Sigurd skakał ze zmiennym szczęściem. W Hakubie, w arcytrudnych warunkach osiągnął dwunastą lokatę. W Sapporo pierwszego dnia po pierwszej serii był nawet piąty (130 metrów), w drugiej skoczył czternaście metrów mniej i spadł na pozycję dziesiątą. Drugiego dnia pokazał się za to z bardzo dobrej strony. Po pierwszej serii skokiem na 128 metrów nawet prowadził. W drugiej skoczył 125 i zajął ostatecznie trzecie miejsce ex aeaquo z Janne Ahonenem. W klasyfikacji wyprzedził go Roar Ljoekelsoey.

Loty w Oberstdorfie to początek gorszej passy świetnego skoczka. W pierwszej serii skoczył nieźle – 192,5 metra, ale nie ustał skoku. Żeby nie ryzykować poważniejszej kontuzji Kojonkoski zadecydował, żę w drugiej Pettersen nie wystąpi. Odbiło się to nieco na formie Norwega – gdyż potem skakał wyraźnie słabiej. Tak jak w Willingen, gdzie zajął miejsce dopiero czterdzieste trzecie. W konkursie drużynowym za to prezentował się całkiem nieźle i wraz z kolegami odniósł bezproblemowe zwycięstwo.

Na Mistrzostwach Świata w Lotach wypadł całkiem nieźle, choć najsłabiej z Norwegów. Indywidualnie był dziewiąty – choć początek zapowiadał lepszy start. W konkursie drużynowym, jak wszyscy podopieczni Kojonkoskiego skakał świetnie i równo, więc mógł cieszyć się ze złotego medalu wraz z nimi.

W dalszej części cyklu Pettersen skakał tak sobie. Nieźle w Salt Lake, gdzie ostatni raz zmieścił się w pierwszej dziesiątce, konkretnie na miejscu ósmym. Zanotował bardzo duży awans względem pierwszej serii – w której był dwudziesty czwarty. Niestety, więcej takich heroicznych zrywów Pettersen nie zanotował. W Lahti, jak to już w tym sezonie bywało niezłomna czwórka Romoeren, Pettersen, Ingebrigtsen i Ljoekelsoey w konkursie drużynowym odniosła planowane zwycięstwo. W konkursie indywidualnym było jeszcze całkiem nieźle. Bo miejsce jedenaste można uznać za niezły wynik. Ale potem Sigurd skakał po prostu słabo. Zabrakło w jego skokach tak zwanej ikry. W Kuopio po pierwszej serii zajmował lokatę dziewiątą. Niestety fatalny skok w drugiej spowodował spadek Norwega na miejsce dwudzieste czwarte. Czyli było niemal dokładnie odwrotnie niż w Salt Lake City. W Lillehammer drugi raz z rzędu zanotował bolesny spadek. Ale tym razem z osiemnastego na trzydzieste, w drugiej serii osiągając 74 metry! Jeszcze trzymał się w pierwszej trójce Pucharu, ale dwudziesta szósta lokata w Oslo nie pozwoliła mu jej zachować do końca. Stracił ją na rzecz Romoerena.

Pomimo słabej końcówki Pettersen był jednym z największych bohaterów minionego cyklu. Wspaniała postawa w Turnieju Czterech Skoczni, cztery zwycięstwa w Pucharze Świata złożyły się na bardzo dobrą ocenę łączną jego startów. Czy Sigurd jest w stanie utrzymać formę w następnym sezonie? Nie chciałbym być złym prorokiem, ale wydaje mi się że naporu nowych skoczków z Norwegii (Forfang!) i zagranicy może on nie wytrzymać. Niemniej, bez walki na pewno się nie podda.