Już po treningach i kwalifikacjach można było przypuszczać, że w Zhangjiakou Marius Lindvik powalczy o medale. Na skoczni normalnej nie wyszło, ale na większym obiekcie Norweg zgarnął najcenniejsze trofeum.
Lindvik z pewnością nie był przypadkowym zdobywcą złotego medalu - wygrał kwalifikacje do obu konkursów indywidualnych, nieźle spisywał się także na treningach. Wysoką dyspozycję prezentował również przed igrzyskami - w tym sezonie osiem razy stawał na podium, trzykrotnie na jego najwyższym stopniu. Status faworyta przełożył się dziś na wygraną w konkursie indywidualnym na dużej skoczni.

- To szaleństwo! Jestem bardzo szczęśliwy! - mówił Lindvik tuż po zwycięskim konkursie. - Nie wiem, co powiedzieć. To niewiarygodne, że wygrałem!

Norweg nie zaskakuje, mówiąc, że podium najważniejszej imprezy czterolecia od dawna było jego celem:

- Praktycznie odkąd zacząłem skakać, marzyłem o zdobyciu medalu igrzysk olimpijskich. Ta wygrana smakuje niesamowicie dobrze.

Nie tak dawno istniała obawa, że Lindik może nie przyjechać do Pekinu - miał bowiem kontakt z zakażonym wirusem SARS-CoV-2 Danielem Andre Tande, przez co opuścił zawody Pucharu Świata w Titisee-Neustadt. Ostatecznie Lindvik nie zaraził się, a przerwa najwyraźniej wyszła mu na dobre.

- To był bardzo nerwowy czas. Miałem wiele szczęścia, że uniknąłem zakażenia i przyjechałem do Chin - stwierdził.

Na półmetku dzisiejszego konkursu Lindvik był drugi - z Ryoyu Kobayashim, mistrzem ze skoczni normalnej, przegrywał o 2,2 punktu. Ostatecznie pokonał Japończyka o 3,3 punktu.

- Pomiędzy mną i Ryoyu była bardzo mała różnica. Wiedziałem, że jest mocny, gdy prowadzi na półmetku - w drugiej serii zawsze pokazuje się z dobrej strony. Wierzyłem jednak, że mogę wygrać. Musiałem dać z siebie 110% i myślę, że mi się to udało. Oba skoki były bardzo dobre, na moim najwyższym poziomie - ocenił, dodając: - Właściwie to ciężko powiedzieć, co zaważyło o tym, kto zwyciężył. Naprawdę nie mam pojęcia - zakończył 23-latek.