Wczoraj Anze Laniskowi niewiele zabrakło do wygranej, dziś Słoweniec był już przed wszystkimi. Tym samym spełnił swoje marzenie, na co czekał od dawna...
W przeszłości Lanisek już kilka razy był blisko wygranej w zawodach Pucharu Świata, jednak jeszcze nie udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium. Wreszcie, po dwóch trzecich miejscach i pięciu drugich, pokonał wszystkich.

- To dla mnie wspaniały dzień, zwycięstwo smakuje wyśmienicie i wiele dla mnie znaczy. Musiałem na to długo czekać - mówił po konkursie Lanisek, który po raz pierwszy stanął na podium zawodów PŚ dwa lata temu w Wiśle. - Jestem bardzo szczęśliwy, zwłaszcza ze względu na drużynę i moją rodzinę. Wszyscy wiele dla mnie poświęcili, wspierali mnie w dobrych i złych chwilach. To wzruszający moment.

Podobnie jak wczoraj Lanisek prowadził po pierwszej serii. W sobotę ubiegł go Ryoyu Kobayashi (dziś nieobecny), w niedzielę atakował Karl Geiger. Ostatecznie to Słoweniec rozdawał karty, choć natura rzucała mu przysłowiowe kłody pod nogi - wiatr sprawił, że Borek Sedlak przez dłuższy czas nie mógł zapalić zielonego światła.

- To był ciężki dzień, zwłaszcza w drugiej serii - bo pierwsza była w porządku. Przed drugim skokiem musiałem długo czekać, bardzo zmarzły mi ręce. Czekałem tam na górze, nie wiedziałem, co robić. Pytałem: czy jest cokolwiek, co mogę zrobić? Nie mogłem, musiałem po prostu czekać. Wiedziałem, że stać mnie na dobry skok. Skupiałem się na tym, żeby pozostać spokojnym, skupionym na tym, co mam wykonać i cieszyć się skokiem. Chciałem oddać najlepszy, na jaki mnie stać.

Obecnie Lanisek zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i - obok Karla Geigera i Markusa Eisenbichlera - jest najrówniej skaczącym zawodnikiem początku sezonu.