Gdyby pół roku temu ktoś powiedział, że Halvor Egner Granerud zdobędzie Puchar Świata z dużą przewagą, mało kto by uwierzył. A jednak - Norweg wczoraj odebrał pierwszą w karierze Kryształową Kulę...
Przed startem tego sezonu Halvor Egner Granerud nie był zawodnikiem anonimowym - Norweg notował już przyzwoite wyniki w Pucharze Świata (m.in. dwudzieste i piętnaste miejsce w klasyfikacji generalnej, dziesięciokrotnie plasował się w czołowej dziesiątce konkursów). Najbardziej jednak słynął ze swojego skoku bez regulaminowego (nieregulaminowego też) kombinezonu, a także ówczesnego rekordu życiowego (240 metrów podczas testów skoczni w Vikersund w 2016 roku).

Takiej zimy w jego wykonaniu, jak ostatnia, z pewnością nikt się nie spodziewał. I choć końcówka rywalizacji nie była dla niego tak udana, wcześniejszych sukcesów nie odbierze mu nikt.

- To był dla mnie niesamowity sezon. Bardzo się cieszę, że zapewniłem sobie Puchar Świata jeszcze przed przyjazdem do Planicy, bo ten weekend był dość ciężki. Najpierw zdarzył się ten upadek Daniela, później brakowało mi stabilności - skoki były albo dobre, albo bardzo złe. W ciągu ostatnich trzech tygodni nie mogłem trenować tak dużo, jak chciałem - przypomniał, mając na myśli koronawirusową izolację.

Choć w ostatnią niedzielę sezonu Granerud zajmował dalekie miejsca (piąte w drużynie, szesnaste indywidualnie), to na podium i tak stanął:

- Odebranie wielkiej Kryształowej Kuli i odsłuchanie hymnu było wspaniałe, cały ten dzień był wspaniały - skomentował Norweg, który raczej nie będzie nadmiernie świętować sukcesu. - Na razie nie wybieram się na wakacje. Jutro wracam do Norwegii i zostanę tam w najbliższym czasie.

Czy po tak udanej zimie Granerud ma jeszcze jakieś cele na kolejną? Oczywiście!

- Chcę się poprawiać, w przyszłym sezonie mamy Turniej Czterech Skoczni, igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata w lotach, RAW AIR i Puchar Świata. Jest wiele rzeczy, które mnie motywują przed następną zimą - zakończył.