Karl Geiger z pewnością był jedną z największych gwiazd tego sezonu. Niemiec osiągał liczne sukcesy na mistrzostwach świata oraz w Pucharze Świata, jednocześnie opuszczając pewną szufladkę...
Jeszcze przed rozpoczęciem tego weekendu Geiger mógł śmiało mówić o bardzo udanym sezonie - na mistrzostwach świata w lotach w Planicy zdobył indywidualnie złoto, a drużynowo srebro; na klasycznym czempionacie w Oberstdorfie w konkursach drużynowych wywalczył dwa złote medale, a w indywidualnych - srebro i brąz. Do tego miał jeszcze wygrany konkurs PŚ w Oberstdorfie, kilka miejsc na podium i drugą lokatę w Turnieju Czterech Skoczni. Również w życiu prywatnym nie mógł narzekać - w grudniu urodziła mu się córka.

Podczas marcowych zawodów w Planicy Geiger również nie miał sobie równych. Wygrał dwa konkursy indywidualne, wraz z kolegami triumfował w drużynie, a całość podsumował zgarnięciem Pucharu Świata w lotach i turnieju Planica 7.

- To był dla mnie niesamowity weekend, to coś niewiarygodnego. Za mną świetne skoki, wspaniałe loty. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wygrałem dzisiejszy konkurs i małą Kryształową Kulę - powiedział Geiger, który nawet po zakończeniu zawodów miał sporo roboty: - To było szalone - cztery dekoracje z rzędu, coś wyjątkowego!

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Geiger ostatecznie zajął szóste miejsce - mógł być wyżej, gdyby nie absencje w Niżnym Tagile (oczekiwał na narodziny córki) i Engelbergu (zakażenie wirusem SARS-CoV-2).

- Cały sezon był wspaniały. Bardzo się cieszę, że mogłem go zakończyć w ten sposób. Teraz nie mogę się doczekać spokojniejszych dni spędzonych w domu.

Jak podkreślił trener Niemców, Stefan Horngacher, dotychczas Geiger był szufladkowany jako zawodnik dobrze spisujący się tylko na obiektach normalnych. W tym roku udowodnił, że świetnie czuje się również w lotach.

- To był wspaniały dzień. Karl w końcu przestał być uważany za specjalistę tylko od mniejszych skoczni - zaznaczył szkoleniowiec.