Zakończony dziś sezon bez wątpienia był dla Piotra Żyły bardzo udany. Choć w ostatnim dniu rywalizacji wiślanin wypadł nieco słabiej, powróci do domu z uśmiechem na twarzy.
Jeszcze dwa dni temu Żyła walczył o podium, jednak w sobotę i niedzielę nie latał już tak daleko. W dzisiejszym konkursie indywidualnym uplasował się najwyżej z Polaków - na trzynastym miejscu.

- Gdzieś mnie tak zacięło po tym piątku i nie umiało odblokować, dopiero teraz coś delikatnie poszło do przodu - mówił Polak, który jednak nie narzeka: - Jestem zadowolony, kończę sezon dobrym skokiem - choć błysku brakowało. Zdałem sobie sprawę, że chyba za dużo od siebie wymagałem w sobotę i dziś na początku. Na siłę nic się nie zrobi, trzeba pomału budować... takie są skoki.

Całą zimę Żyła ocenia bardzo pozytywnie - nic dziwnego, z mistrzostw świata w Planicy przywiózł brązowy medal zdobyty w drużynie, w w Oberstdorfie powiększył dorobek o złoto i kolejny brąz. Rywalizację w Pucharze Świata zakończył natomiast na pozycji siódmej - ze stosunkowo niewielką stratą do podium.

- Cieszę się z tego sezonu, udało mi się połączyć dobrą pracę ze spokojem mentalnym. Niektóre skoki wychodziły mi fajnie - tak, jak chciałem. Na pewno jest jeszcze sporo pracy, ale to był dobry sezon. Zdarzały mi się dłuższe okresy dobrego skakania. To najistotniejsze. To sztuka, żeby cały czas być na wysokim poziomie. Dołożyłem spokój, odpoczynek i te "piki" wychodziły mi wyższe.

Wiślanin nie myśli obecnie o emeryturze:

- Nie wyznaczyłem granicy, do kiedy będę skakał. Cieszy mnie to. Nie ma czegoś takiego, że mi się nie chce. Bardziej motywuje mnie, kiedy spadnę - wtedy uświadamiam sobie, że nie przeskoczę pewnego etapu, tylko muszę zejść na ziemię. Teraz, po Planicy, nie myślę o tym, jak długo będę jeszcze skakał, a o planie treningowym na następny sezon. Po prostu mi się chce - zakończył.