Sarah Hendrickson potwierdziła dziś to, co wisiało w powietrzu od dłuższego czasu - Amerykanka zakończyła swoją karierę w wieku 26 lat.
Decyzja triumfatorki Pucharu Świata z 2012 roku i mistrzyni świata z 2013 roku nie zaskakuje - od kilku sezonów Amerykanka nie mogła odnaleźć dawnej formy, czego głównym powodem były skutki kontuzji odniesionej w sierpniu 2013 i jej odnowienia dwa lata później.

Jeszcze w 2017 roku Hendrickson spisywała się na skoczni całkiem nieźle (zajęła w PŚ czternaste miejsce), później było już tylko gorzej. Swoje ostatnie punkty PŚ wywalczyła w marcu 2018, natomiast ostatni oficjalny start zaliczyła we wrześniu 2019 (Puchar Kontynentalny w Stams). Wcześniej zrobiła sobie przerwę od skoków, która już powoli zapowiadała zakończenie kariery, a samej zawodniczce pokazała, że życie bez uprawiania ukochanej dyscypliny istnieje i wcale nie musi być takie trudne.

Kolejna długa przerwa od startów zakończyła się tym, czego można było się spodziewać - przejściem na sportową emeryturę.

- Moja kariera w skokach narciarskich była bez wątpienia spełnieniem marzeń. Na zawsze pokochałam ten sport, każdą szansę i każdą osobę, która jest z nim związana. Choć przestaję być aktywnym sportowcem, to wciąż życiowym priorytetem pozostaje ulepszanie tej dyscypliny - przyznała Hendrickson na Instagramie. - Nigdy nie będę daleko od rodziny skoków narciarskich, pozostaję zaangażowana politycznie - dodała.

Sarze dziękujemy za wkład w rozwój skoków narciarskich kobiet i życzymy powodzenia w dalszym życiu - zawodowym i prywatnym!