Daniel Andre Tande po groźnym upadku w Planicy został zabrany do szpitalna. Jego stan jest stabilny, a urazy nie zagrażają życiu.
Przypomnijmy: w serii próbnej Tande stracił równowagę po wyjściu z progu, uderzył w zeskok na 99. metrze i bezwładnie sturlał się na dół skoczni. Po długim czasie (jak się później okazało - po reanimacji) Norwega zabrano z zeskoku na noszach, a następnie śmigłowcem przetransportowano do szpitala.

Były mistrz świata w lotach trafił do centrum medycznego w Lublanie. Co ważne, jego stan jest stabilny, zawodnik oddycha samodzielnie. Ma co prawda złamany obojczyk i przebite płuco, ale urazy nie zagrażają jego życiu. Na razie skoczek jest w śpiączce farmakologicznej - ma być wybudzony jutro.

Lekarz zawodów w Planicy, Tomislav Mirkovic, przyznał, że Tande musiał być intubowany, bezpośrednio po wypadku nie był w stanie samodzielnie oddychać.

- Po ustabilizowaniu funkcji życiowych przetransportowaliśmy go śmigłowcem do Uniwersyteckiego Centrum Medycznego w Lublanie. Pierwsze badania wyglądają bardzo obiecująco. Teraz musimy poczekać 24 godziny, by powtórzyć badania. Jutro po południu będziemy wiedzieli więcej - poinformował doktor.

- Jesteśmy bardzo wdzięczni za niezwykle profesjonalną pierwszą pomoc i opiekę nad Danielem po upadku. Wypadek wyglądał dramatycznie, teraz możemy odetchnąć, wiedząc, że obrażenia nie zagrażają jego życiu. Mamy pełne zaufanie do kliniki w Lublanie - dodał Clas Brede Braathen, zarządzający norweską kadrą skoczków.