Zwycięstwo Piotra Żyły na skoczni normalnej zaostrzyło nasze apetyty, jednak na dużym obiekcie nie było już tak dobrze. Wiślanin zajął dziś miejsce czwarte, nazywane najgorszym dla sportowca...
Tak blisko, a tak daleko - zaledwie trzy punkty dzieliły dziś Piotra Żyłę od medalu. Polak, który na półmetku zajmował piąte miejsce, w finale zaatakował i zgodnie z planem wyprzedził Daniela Hubera oraz Yukiyę Sato; niestety - sam dał się prześcignąć Karlowi Geigerowi.

- Po tym skoku liczyłem na trzecie miejsce, dałem z siebie wszystko, ale się nie dało. Skoczyłem i miałem nadzieję, ale później miałem niefajne odczucia. Gdy okazało się, że nie ma medalu, to mi siadło...

Żyła żałował przede wszystkim swojego występu w pierwszej serii:

- Tym pierwszym przegrałem wszystko - zrobiłem swoje, ale zabrakło rotacji, zostałem za nartą i nie było z czego lecieć. Mogłem lepiej się nakręcić. Ale i tak jestem zadowolony z dzisiejszej walki.

Mimo wszystko wiślanin dość pozytywnie ocenia swój występ:

- Czwórka... jest fajna, na Pucharze Świata jest OK. Tutaj przydałby się chociaż ten brązowy, żeby można było go wypolerować. Czwarte miejsce jest naprawdę bardzo dobre, ale jakoś tak czułem, że przegrałem - a zrobiłem, ile mogłem.

Stwierdzenie, że przed mistrzostwami świata w ciemno byśmy brali czwarte miejsce Piotra Żyły to przesada, ale faktem jest, że po wiślaninie nie spodziewaliśmy się aż tak dobrych występów w Oberstdorfie. Złoty medal ze skoczni normalnej i lokata tuż za podium na większym obiekcie to wypełnienie planu z nawiązką. A to przecież jeszcze nie koniec mistrzostw...

- Piwa dziś nie można się napić, jeszcze jutro walczymy. Trzeba się szykować, bo jest jeszcze jeden dość istotny dla nas konkurs. Full gas! - zapowiedział.