Pogłoski o tym, że Ryoyu Kobayashi się skończył, okazały się przesadzone. Japończyk może jeszcze nie imponuje równą dyspozycją, ale pokazał, że ponownie stać go na wygrywanie.
Niespełna tydzień temu w Zakopanem Kobayashi powrócił na najwyższy stopień podium po 412 dniach bez wygranej. Na swoje osiemnaste zwycięstwo nie musiał czekać już tak długo, bo zaledwie sześć dni.

- Jestem zadowolony z moich dzisiejszych skoków, były całkiem niezłe. Bardzo cieszę się też z mojego drugiego podium w tym sezonie - przed wygraną w Zakopanem miałem długą przerwę - mówił Japończyk po dzisiejszym konkursie w Rasnowie.

W tę zimę Kobayashi wszedł spokojnie - po raz pierwszy w czołowej dziesiątce zameldował się dopiero 1 stycznia w Garmisch-Partenkirchen. Najczęściej jednak zawody kończył w drugiej dziesiątce.

- Latem nie mieliśmy zbyt wielu okazji do treningu, więc nie mam tak dobrego czucia, jak w minionych latach - tłumaczył przyczyny słabszej postawy, jednocześnie wskazując, że forma przychodzi we właściwym czasie: - Zyskuję coraz więcej pewności siebie w najlepszym możliwym momencie, tuż przed mistrzostwami świata w Oberstdorfie - stwierdził Kobayashi, który przesunął się na pierwsze miejsce po dyskwalifikacji Halvora Egnera Graneruda.