Dzisiejszy konkurs w Titisee-Neustadt, po wczorajszych wynikach, był dla Polaków jak zimny prysznic. Z drugiej strony są też dobre wiadomości...
Dziś po raz szósty w historii doszło do sytuacji, gdy w drugiej serii indywidualnego konkursu Pucharu Świata mieliśmy aż siedmiu Polaków. Co ważne, wszystkie wcześniejsze przypadki miały miejsce w Wiśle lub Zakopanem, gdy wykorzystywaliśmy prawo organizatora do wystawienia kwoty narodowej - więc, kolokwialnie mówiąc, było z czego wybierać. Tym razem tylu zawodników punktowało za granicą - a tego w historii naszych startów w PŚ jeszcze nie przerabialiśmy.

Mimo że wszyscy nasi reprezentanci awansowali do finału, to nie uplasowali się na najwyższych lokatach - stąd spora strata punktowa w Pucharze Narodów, gdzie Norwegowie mają już tylko o osiemnaście "oczek" mniej. Najwyżej wśród naszych uplasował się Dawid Kubacki...

- Konkurs w porządku, skoki OK... Jedno miejsce wyżej niż wczoraj - jest pozytyw. W pierwszym miałem delikatny przyruch przed progiem, a wydawało mi się, że można było z tego więcej wyciągnąć. W drugim skoku w drugiej fazie troszeczkę "przepakowałem"; przesadziłem z agresywnością w locie, narty zapracowały, zaczynałem przelatywać na głowę i trzeba było lądować. Fajnie wyszedłem z progu, była prędkość w locie i za bardzo się rozochociłem. To błąd, którego nie powinienem zrobić, a zrobiłem - na szczęście nie był dramatyczny w skutkach, ale parę punktów i metrów na tym straciłem - tłumaczył po zawodach.

W czołowej dziesiątce znalazł się również Jakub Wolny, dla którego to najlepszy występ w sezonie i trzeci najlepszy w karierze:

- Przyjechałem tu pewny siebie, teraz tej pewności będzie jeszcze więcej. Cieszy to, że potrafię oddać dwa normalne, równe skoki - to najważniejsze. Skoki są technicznie bardzo fajne, na luzie, z energią i dają dużo radości. Widać efekty pracy, którą wykonuję - mówił 25-latek, który jednak nie był w stu procentach zadowolony: - Lądowanie w drugiej serii nie było takie, jak powinno. Ciągnąłem do końca i wyszło, jak wyszło - stwierdził krótko.

O niepowodzeniu może mówić Kamil Stoch - wczoraj zwyciężył, dziś nie wszedł nawet do czołowej dziesiątki. Jaka jest przyczyna słabszego występu?

- Już od piątku czułem, że coś zaczyna być nie tak, brakuje świeżości i dobrej energii. Z każdym dniem było coraz słabiej, a gdy dziś obudziłem się rano, pomyślałem, że może być ciężko. Fizycznie wszystko jest OK, ale głowa powiedziała, że chce mieć wolne. Takie zawody też trzeba przetrwać i żyć dalej.

W obu seriach Stoch miał najbardziej niekorzystny wiatr ze wszystkich skoczków. Jednak, jak się okazuje, to nie warunki zdecydowały o krótkich odległościach (zwłaszcza w pierwszej rundzie):

- To był zdecydowanie mój błąd - odbijać się z powietrza? To nie tędy droga. To totalnie spóźniony skok, podobnie jak drugi - choć w drugim włożyłem w to więcej energii, sięgnąłem po opary swoich sił. Te zawody były na dobrym poziomie - pewne rzeczy wciąż są bardzo dobre, zabrakło jednak połączenia głowa-nogi.

Czas od końcówki grudnia obfitował w wydarzenia, dla Polaków głównie w pozytywne (choć - biorąc pod uwagę wykonany w Oberstdorfie test na obecność wirusa SARS-CoV-2 - brzmi to dwuznacznie):

- Patrząc na ostatnie dwa tygodnie, to zrobiliśmy sporo jako drużyna - wyszliśmy na prowadzenie w Pucharze Narodów, stanąłem na najwyższym stopniu podium, były fajne skoki, choć i trochę słabsze. Skakaliśmy w miarę równo, zawsze kręciliśmy się w dziesiątce, były podia i zwycięstwa. Rewelacja! - cieszył się Kubacki. - To były świetne dwa tygodnie - bardzo intensywne, ale niesamowite. Pod względem sportowym wspiąłem się na wyżyny. Teraz potrzebuję kilku dni odpoczynku, kilka dni spędzić w domu, wyciszyć się, naładować baterie, a później Zakopane... - dodał śpiewnie Stoch.

Polacy pewnie już są w drodze do kraju, gdzie najpierw czeka ich odpoczynek, później treningi, a następnie zawody Pucharu Świata na własnej ziemi. Niektórzy spędzą ten czas w szczególny sposób:

- Urodziło mi się dziecko, jeszcze go nie widziałem - na pewno ten czas będzie wyjątkowy. Nie będzie za długi, bo wkrótce kolejne konkursy - tym razem w domu, więc są większe możliwości, odpada długa podróż - przyznał Kubacki.

Start w Zakopanem również będzie szczególny - skoczkowie są przecież przyzwyczajeni do tłumów kibiców pod Wielką Krokwią...

- W Zakopanem będzie nietypowo. Przykro, ale wiemy dlaczego tak jest. Ryzyko byłoby zbyt duże. Myślę, że w tym sezonie ciężko będzie o konkurs z kibicami. Trzeba to przeżyć, odżałować i żyć nadzieją, że w kolejnych sezonach będziemy mogli dzielić radość z kibicami na skoczni - powiedział Kubacki. - Zakopane zawsze było magiczne ze względu na kibiców. Ale cóż, nic nie możemy zrobić - dodał Wolny.

Jak dziś poinformowano, w kwalifikacjach do indywidualnego konkursu w Zakopanem wystawimy siedmiu zawodników. Tym razem nie wykorzystamy kwoty narodowej (dodatkowe sześć miejsc), zostawiając ją na lutowe zawody w Wiśle lub Zakopanem; za tydzień część naszej ekipy uda się za to do Innsbrucka na zawody Pucharu Kontynentalnego.