Konkurs w Innsbrucku mocno skomplikował sytuację dwóch kandydatów do wygranej w Turnieju Czterech Skoczni - Halvor Egner Granerud i Karl Geiger w podobny, a jednak nieco inny, sposób zareagowali na porażkę...
Granerud i Geiger byli ostatnio praktycznie nierozłączni - przynajmniej w przenośni. Po konkursie w Garmisch-Partenkirchen w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni prowadził Norweg przed Niemcem; obaj startowali dziś na początku drugiej serii konkursowej, obaj uplasowali się w połowie drugiej dziesiątki i obaj tracą ponad dwadzieścia punktów do obecnego lidera TCS, Kamila Stocha, przegrywając jeszcze z Dawidem Kubackim. Obaj byli też beneficjentami systemu KO - gdyby konkurs był rozgrywany tradycyjnym trybem, nie zobaczylibyśmy ich w drugiej serii.

To, co różni Norwega i Niemca, to opinie wygłaszane w mediach - obaj są ekstremalnie rozczarowani, ale o ile Geiger nie szuka winy poza sobą, to Granerud na swój sposób atakuje polskich skoczków.

- W trakcie dotychczasowych konkursów warunki sprzyjały Polakom. W tej sytuacji to denerwujące, że Stoch znowu wygrał. Polscy skoczkowie mieli więcej szczęścia niż ja. To cały Innsbruck... Nigdy nie miałem tu dobrego konkursu, zawsze jest tak samo - mówił po konkursie Granerud. - Stoch i Kubacki z pewnością mieli więcej szczęścia niż ja.

W przerwie były już lider TCS powiedział nawet słowa, które trudno zrozumieć:

- Mam nadzieję, że obaj Polacy w drugiej serii będą skakać w gorszych warunkach, zasługują na to.

Z drugiej strony można zrozumieć Norwega - w pierwszej serii konkursowej rzeczywiście miał niemal najgorsze warunki ze wszystkich zawodników - słabszy wiatr pod narty miał tylko Markus Eisenbichler (on był ostatecznie szósty).

- Jestem bardzo zirytowany. Gdyby to była kwestia mojej formy, to OK - ale oddałem dwa całkiem normalne skoki, a mimo to skończyło się źle - stwierdził Granerud ze smutkiem. - Irytuje mnie ta skocznia. Za każdym razem, gdy tu startuję, dzieje się to samo - jakaś katastrofa. Nie rozumiem tego... Pewnie popełniłem jakieś błędy, ale to nie był skok na 115 metrów.

O frustracji mówił również Karl Geiger - dotychczas wicelider Turnieju:

- To dla mnie zimny prysznic, to trudne. Nie wiem, jak to skomentować, czuję się rozczarowany. Wiem, że potrafię skakać daleko, więc taki błąd jest denerwujący. W drugiej serii skoczyłem dziesięć metrów dalej - a na tym obiekcie to dużo - więc tym bardziej zadaję sobie pytanie, co tak naprawdę się stało.

Niemiec, który rok temu również w Innsbrucku zanotował sporą stratę, nie wierzy już w odniesienie sukcesu podczas 69. TCS:

- To już koniec. Jestem tak wkurzony, że nie patrzę nawet na klasyfikację generalną - w tej chwili nie ma ona dla mnie znaczenia - zadeklarował. - Przed nami dzień przerwy i na razie nie chcę myśleć o Bischofshofen.

Z kolei Granerud, jak się wydaje, przełknął już gorzką pigułkę:

- Teraz pozostaje mi się z tego śmiać. Tak wygląda sport uprawiany na świeżym powietrzu. Nie ma sensu w nieskończoność analizować, dlaczego stało się tak, a nie inaczej.

Norweg prezentuje bojowe nastawienie i wierzy, że na skoczni im. Paula Ausserleitnera pokona Kubackiego i Stocha:

- Forma Kamila nie jest aż tak stabilna; myślę, że jestem w stanie go pokonać. Myślę, że jeśli w Bischofshofen będą równe warunki, to wciąż mogę wyprzedzić Stocha. Nie skacze aż tak dobrze, on tylko osiąga dobre wyniki - ocenił.

Po pewnym czasie Granerud nieco ochłonął i - korzystając z mediów społecznościowych - złagodził ton swojej wypowiedzi:

- Byłem i wciąż jestem rozczarowany moim dzisiejszym wynikiem. To skocznia, z której mam wyłącznie złe wspomnienia, a po tym konkursie emocje były ogromne. Uważam, że Kamil jest jednym z największych skoczków wszech czasów, ale jednocześnie myślę, że przy idealnym występie w Bischofshofen wszystko jeszcze może się zdarzyć. Przed nami jeszcze dwa skoki, a wiara nie umiera, dopóki jest nadzieja - zakończył Norweg.

O tym, czy Granerud i Geiger utrzymają nerwy na wodzy i zdołają jeszcze włączyć się w walkę o wygraną, przekonamy się za trzy dni w Bischofshofen.