Pół punktu - tylko tyle dzieliło Halvora Egnera Graneruda od spełnienia marzeń o złotym medalu mistrzostw świata. Norweg jednak i tak osiągnął największy sukces w karierze, zdobywając w Planicy srebro...
Pół metra więcej, jedna wyższa nota od sędziego czy minimalnie wyższa rekompensata za wiatr - to wszystko mogło dać Halvorowi Egnerowi Granerudowi złoty medal mistrzostw świata w Planicy. Tak się nie stało, a Norweg - mimo niewątpliwego sukcesu - tuż po zakończeniu rywalizacji był bardzo rozczarowany. Jak sam przyznał, tuż po swoim ostatnim skoku (243 m) wierzył w zwycięstwo:

- Myślałem, że będę miał szansę na wygraną, bo widziałem, jak daleko za zieloną linią lądowałem w ostatniej serii, jednocześnie wiedziałem, jak dobrzy są skoczkowie przede mną. Po tym skoku liczyłem na złoto, ale to nie wystarczyło.

Sam jednak nie szuka winy w warunkach czy notach sędziowskich:

- Przed mistrzostwami mówiłem, że jeśli będę czuł, że zrobiłem wszystko, co mogłem, to i tak będę szczęśliwy - niezależnie od wyniku. Teraz tego nie czuję. Oddawałem dobre drugie skoki, ale wczoraj zepsułem próbę w pierwszej serii, dziś w pierwszej rundzie było tylko przyzwoicie - mówił nieco rozgoryczony.

Jednocześnie Norweg ciepło wypowiada się o nowym mistrzu świata - Karlu Geigerze:

- Ciężko na to pracował, życzę mu jak najlepiej. Ale myślę, że moje zwycięstwo też byłoby zasłużone.

Żadnego smutku nie widać natomiast u trenera Norwegów, Alexandra Stöckla:

- Nie czuję się rozczarowany. Halvor spisał się wspaniale i zdobył srebrny medal. Jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji, ale doskonale sobie poradził z presją - ocenił szkoleniowiec.