Piękny konkurs, zacięta rywalizacja do samego końca, dalekie loty, a w kontekście rekordów... nie ma o czym pisać. Jaka była sobota w Planicy?
To, co jest charakterystyczne dla weekendów z lotami narciarskimi, to reguła, zgodnie z którą każdego dnia notujemy coraz mniej rekordów życiowych. Oczywiście pomijamy tutaj kwestię warunków atmosferycznych, które od czasu do czasu szczególnie sprzyjają lub wręcz wykluczają dalekie latanie - i wtedy statystyki sięgają jednej lub drugiej skrajności.

Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że w treningach i kwalifikacjach często pojawia się stosunkowo wielu zawodników, którzy wcześniej na "mamutach" nie latali - wtedy naturalne jest, że poprawiają rekordy życiowe, nawet przy nieszczególnie sprzyjających warunkach (tutaj oczywiście trzeba wyłączyć przypadki typu Jewhen Marusiak w ostatni czwartek - Ukrainiec, mimo niewątpliwych starań, nie zdołał przebić swojego najlepszego wyniku z dużej skoczni).

Z drugiej strony najlepszym, doświadczonym w umiarkowanie korzystnych warunkach trudno poprawiać życiówkę, bo... wcześniej wywindowali ją do wysokiego poziomu. Wtedy - biorąc pod uwagę końcową część listy startowej - pozostaje obserować skoczków, którzy są w formie życia, a dotychczas nie prezentowali tej dyspozycji przy okazji lotów.

Złośliwi powiedzieliby, że ten przydługi wstęp powstał po to, żeby wypełnić artykuł tekstem - i mieliby rację. Dziś szczególnie istotnych wyników nie notowaliśmy - brakowało rekordów życiowych, rekordów krajów czy ekstremalnie dalekich lotów. Było jednak parę ciekawych osiągnięć...

Gdybyśmy na naszej liście najdalszych lotów w historii wciąż notowali skoki za 230. metr, to dziś takich dodalibyśmy dziewięć (dwa w serii próbnej, cztery w trzeciej konkursowej i trzy w czwartej). Lotów za 240. metr mieliśmy w sobotę trzy - po jednym w każdej rundzie; jeden wykonał Karl Geiger, a dwa - Halvor Egner Granerud. I to właśnie próba Norwega w finale była najdalszym lotem dnia (243 metry).

To zresztą właśnie Granerud był dziś najbliżej poprawienia rekordu życiowego. Zabrakło mu do tego... pół metra, bowiem 243 metry to tyle, ile wynosi obecna życiówka Norwega (ustanowiona zresztą niedawno, bo wczoraj). Możemy jednak mówić tylko o wyrównaniu najlepszego osiągnięcia...

Tabelek dzisiaj brak, więc na koniec tylko krótkie podsumowanie dnia: 87 skoków, 67 za dwusetny metr. No i jeszcze jedna rzecz - chyba jednak mieliśmy pewien rekord: wszystkie (!!!) dzisiejsze skoki zostały oddane z dwunastej belki startowej. Duży wpływ na to miał wiatr, którego siła nie przekraczała 0,6 m/s, a w zdecydowanej większości przypadków była znacznie, znacznie mniejsza...