Markus Eisenbichler był faworytem indywidualnego konkursu w Wiśle i z tego zadania wywiązał się znakomicie. Przy okazji spełnił swoje marzenie z dzieciństwa - założył żółty plastron lidera Pucharu Świata.
Eisenbichler od początku weekendu czuł się w Wiśle znakomicie - w piątkowych treningach był drugi i pierwszy, a później plasował się w czołówce każdej serii. Nie inaczej było w niedzielę, gdy skakał bardzo daleko - na odległość 137,5 oraz 134 metrów. Niemiec był zadowolony szczególnie z finałowej próby:

- To był dobry skok, choć za progiem było trochę wietrznie. Druga próba była moim zdaniem odrobinę lepsza niż pierwsza. Lądowanie za każdym razem było okropne. Na progu i w locie skoki były dobre - ocenił.

Przez cały weekend w Eisenbichlerze było widać wielką pewność siebie i stabilną dyspozycję - z czym w minionych latach bywało różnie:

- Nie spodziewałem się, że wygram, choć wiedziałem, że jestem w dobrej formie. Kluczem było to, co powiedział mi Stefan: zaufaj sobie, rób tylko to, co zawsze robisz latem.

Mimo to nie udało mu się zachować całkowitego spokoju:

- Przed drugim skokiem bardzo się denerwowałem, bo wiedziałem, że przede mną są mocni zawodnicy. Powiedziałem do siebie: skup się na sobie, oddaj dobry skok i zobaczymy, co się stanie. I mam drugie zwycięstwo w Pucharze Świata! - cieszył się Niemiec, który wcześniej wygrał w Planicy, ale ma na koncie także mistrzostwo świata wywalczone w Innsbrucku.

Miłym dodatkiem - i to chyba ważniejszym od samej wygranej - było objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata:

- Żółty plastron był moim wielkim marzeniem. Gdy byłem małym chłopcem, widziałem zawodników w koszulce lidera i myślałem: oni są naprawdę mocni. A teraz, pierwszy raz w moim życiu, sam go założę. To !@#$%^&*() dobrze! - powiedział, używając w emocjach nieparlamentarnego słownictwa.

Eisenbichler nie ukrywa, że marzy też o założeniu żółtego plastronu na koniec sezonu w Planicy, ale do tego daleka droga...

- Przed nami jeszcze wiele konkursów. Będę cały czas skupiać się tylko na najbliższych zawodach i robić to, co do mnie należy. Zawsze trzeba pracować, nigdy nie jest łatwo - będą momenty lepsze i gorsze. Gdy nie masz szczęścia, możesz nie wejść do drugiej serii - jestem tego świadomy. Muszę skupiać się na sobie i nie denerwować się, gdy nie będzie mi szło - stwierdził dojrzale. - Pierwszy krok wykonany, dobrze rozpocząłem sezon, ale praca dopiero się zaczyna.

Niemiec opisał także swoje - dość specyficzne - stosunki z austriackim szkoleniowcem:

- Relacja pomiędzy mną i Stefanem bywa trudna. Mamy mocne charaktery i czasem trudno mu mną pokierować. Myślę, że nie jest mu łatwo, ale jesteśmy do siebie przyjaźnie nastawieni. Latem dobrze wykonałem swoją pracę, on także. Zdaliśmy sobie sprawę, że ze mną pracuje się trochę inaczej. Jest coraz lepiej.

29-latek nie był jedynym podopiecznym Stefana Horngachera, jaki stanął dziś na podium - drugie miejsce zajął Karl Geiger.

- To był ciekawy konkurs, ponieważ warunki były bardzo zmienne. Wynik jest fantastyczny, jestem bardzo zadowolony. Nie wiem, czy nasza drużyna kiedykolwiek rozpoczęła sezon dubletem. To potwierdzenie, że dobrze przepracowaliśmy lato - ocenił drugi zawodnik ubiegłorocznego Pucharu Świata.

Geigerowi możemy odpowiedzieć - tak, była taka sytuacja: w 2000 roku Martin Schmitt zwyciężył przed Svenem Hannawaldem; z kolei w 1998 roku Schmitt wygrał, a Hannawald stanął na najniższym stopniu podium. Ponadto Niemcy mieli jeszcze kilka innych triumfów w inauguracyjnych konkursach - były one udziałem Jensa Weissfloga (1986), Dietera Thomy (1988, 1989, 1996, 1997), Schmitta (1999) i Severina Freunda (2012).