Po świetnych skokach w piątek dalsza część weekendu nie była dla Kamila Stocha już tak udana. Wczoraj - migrena, dzisiaj - błędy. Efektem była dopiero 27. lokata w konkursie indywidualnym...
W piątek Stoch nie opuszczał ścisłej czołówki, czego zwieńczeniem była wygrana w kwalifikacjach. W sobotnim konkursie drużynowym nie skakał już tak dobrze, co było jednak efektem migreny. Dziś dolegliwości zdrowotne przeszły, ale skoki były jeszcze słabsze...

- Zdrowie w porządku, czułem się lepiej - może nie w 100%, ale znacznie lepiej niż wczoraj. Byłem gotowy do zawodów - zaznaczył Polak. - Super, że mieliśmy okazję poskakać. Na warunki nie mamy wpływu, ale moje skoki były tragiczne - zwłaszcza ten drugi, aż żal mi wracać myślą do tego, co się wydarzyło. Zero energii z nóg, tylko ułożenie się do nart - z tego rozbiegu, przy tych warunkach to karygodny błąd.

Jakie konkretnie błędy popełniał?

- Nie radziłem sobie w pozycji najazdowej - nie potrafiłem znaleźć stabilnej, żeby dobrze przejechać, równo wstać i włożyć całą energię w odbicie. Nie wiem, czy to było konsekwencją wczorajszych dolegliwości, być może tak - ocenił, podkreślając, że nie może tłumaczyć się zmiennym wiatrem: - Gdybym skoczył idealnie, mógłbym zastanawiać się, czy warunki miały wpływ na odległość. Skoczyłem tragicznie... chciałbym, ale nie mogę się niczym wytłumaczyć.

Wisłę Stoch zostawia za sobą, czas na kolejne wyzwania:

- Było, jak było. Trzeba patrzeć do przodu, kolejny weekend przed nami. Taki kubeł zimnej wody na sam początek sezonu nikomu nie zaszkodzi. Szkoda mi bardzo, bo chciałem zacząć z dobrego poziomu. No, nie udało się.