Letni sezon skoków już w pełni. Nie każdy jednak ma możliwość pojechania na zawody. Wielbiciele skoków narciarskich zadowolą się wszystkim. Z racji, że swe wakacje spędzałam w jakże uroczym miasteczku u podnóża Śnieżki - Karpaczu, postanowiłam ten czas dobrze wykorzystać i pozwiedzałam skocznie narciarskie.
W samym Karpaczu znajdują się 2 obiekty. Jeden z nich położony jest w centrum miasta i można go swobodnie obejrzeć zarówno z dołu, a dla ambitniejszych i z góry. Bardzo ciekawie prezentuje się skocznia Orlinek. Obiekt ten też można obejrzeć ze wszech stron. W tym roku umożliwiono zwiedzającym wejście na samą górę za opłatą 3 złotych. Najprawdopodobniej pieniądze z biletów zostaną przekazane na remonty i rozbudowę karpackich skoczni.

Skocznie w Karpaczu to drobiazg w porównaniu z tym co prezentują obiekty w Harrachovie. Tam bez żadnych opłat można wejść na siedem skoczni od K-8 począwszy na K-185 kończąc. Dla kogoś komu takie wyprawy sprawiają przyjemność, taka wspinaczka po narciarskich obiektach to prawdziwa uczta. Będąc na górze takiej skoczni, choćby nawet najmniejszej, można spojrzeć na świat oczyma skoczka narciarskiego i zastanowić się, czy tak jak oni, wykazalibyśmy się odwagą i skoczyli. Przyznam, że widok na skocznię mamucią, zarówno z góry jak i z dołu robi wrażenie, a i wspinaczka na górę w trzydziesto stopniowym upale to nie lada wyczyn.

Skocznie narciarskie są obiektami, które okazale prezentują się zimą jak i latem. Ludzie często pytają jak dana skocznia wygląda zimą. Moja odpowiedź zawsze brzmi, że prezentuje się prostu inaczej, bo jak tu porównywać przygotowany do zimowych zawodów obiekt z tym, który latem, wyłożony igelitem błyszczy w promieniach słońca.

Niestety, nie wszędzie tak jak w Czechach można cieszyć oko zadbanymi obiektami narciarskimi. Niedaleko Karpcza, w Miłkowie znajdują się ruiny skoczni narciarskiej. Obiekt ten, jak udało mi się dowiedzieć, był czynny w latach osiemdziesiątych i odbywały się tam skoki na igelicie, który znajdował się wówczas na niewielu obiektach narciarskich. Mieszkańcom Karpacza trudno było powiedzieć co tak naprawdę doprowadziło ten obiekt do ruiny. Najprawdopodobniej skocznia nie była remontowana, igelit ponoć rozkradziono i obiekt pozostał sam sobie przez nikogo nie doglądany ani konserwowany. W zasadzie po tym co prezentują te ruiny, tylko wtajemniczona osoba jest w stanie rozpoznać, że kiedyś była to skocznia narciarska. Ja przyznam szczerze, szłam tam z mapą i minęłam tą skocznię. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że to co mijałam, przypominające betonowe bunkry, było pozostałością po skoczni narciarskiej. Niestety, w Karkonoszach znajdują się 3 obiekty, które na mapie widnieją jako ruiny skoczni. Mnie udało się dotrzeć tylko do tej jednej, gdyż szlaki prowadzące do pozostałych były po prostu nie do przejścia.

Cóż, mnie osobiście trudno zrozumieć, dlaczego obiekty, które przecież do dnia dzisiejszego mogły służyć skoczkom doprowadzono do takiego stanu. Mam jednak nadzieję, że w Polsce pojawi się więcej centrum narciarskich i będziemy mogli poszczycić się nie tylko kompleksem w Zakopanem, ale także kilkoma innymi gdzie w przyszłości mogłyby odbywać się zawody światowej rangi. Ja mam nadzieję, że pieniądze za które można zwiedzać polskie skocznie nie rozejdą się na inne cele, a w całości zostaną przekazane na rozbudowę skoczni, które będą cieszyć oczy kibiców i skoczków, a nie straszyć swoim wyglądem.

zobacz galerię zdjęć skoczni w Karpaczu i Harrachovie >>