Włoskie Predazzo po raz kolejny było szczęśliwe dla Polaków. Po bardzo dobrym występie we wczorajszym konkursie dziś nasi reprezentanci spisali się jeszcze lepiej. Na tym jednak nie chcą poprzestać...
Drugi konkurs w Val di Fiemme był dla naszych skoczków kolejną okazją do podniesienia poziomu swoich skoków. I chyba tak rzeczywiście się działo - choć w przypadku Dawida Kubackiego i Kamila Stocha wynik był jedynie powtórką z wczoraj...

- Oba skoki były na całkiem dobrym poziomie, choć wciąż trochę im brakowało - przez cały weekend nie do końca dogadywałem się z tą skocznią. Przydałoby się jeszcze parę metrów. Skoki nie były tak czyste, jak bym chciał; lądowania były lepsze niż wczoraj - mówił samokrytycznie Kubacki. - Mimo wszystko to całkiem fajny występ. Dwa razy na podium to bardzo dobry wynik. Fajnie by było wyżej, ale na to trzeba jeszcze popracować.

Polak, który wczoraj wyprzedził Kamila Stocha o 0,1 punktu, dziś również pokonał swojego kolegę z reprezentacji. Przewaga była jednak większa - wyniosła 0,9 punktu (o czym nasi skoczkowie podczas wywiadów jeszcze nie wiedzieli):

- Trochę mi szkoda Kamila, bo już pytał, jak ja tak mogę. Piotrek dodał, że wystarczyło trochę przykantować nartą, dostać pół punktu mniej i byśmy we trzech stali na podium; odpowiedziałem, że on mógł dostać pół punktu więcej.

Wspomniany Stoch mógł być trochę rozczarowany brakiem miejsca na podium, ale humor miał doskonały:

- Kolega się wścieka, nie chce mnie puścić przed siebie - ale co ja zrobię, jak on taki jest? Piotrek stwierdził, że Dawid nie jest koleżeński, bo gdyby zdobył pół punktu mniej, to byśmy wszyscy byli na podium. Co zrobić? Jak nie chce, to trudno... Niech ma, niech się cieszy...

Dla trzykrotnego mistrza olimpijskiego był to jednak pozytywny weekend:

- Wydaje mi się, że mam powody do zadowolenia - to był chyba najbardziej udany weekend od dawna. Wszystkie moje skoki były bardzo dobre. Nie ma co narzekać i szukać czegoś więcej, skoro można przyjąć to, co jest, i cieszyć się tym.

Trzecim z naszych muszkieterów był Piotr Żyła, który zachwycił zwłaszcza skokiem w drugiej serii:

- Bardzo fajnie mi się skakało. W końcu w drugiej serii oddałem jeden z lepszych skoków - to mój najlepszy w tym sezonie, nawet telemark mi wyszedł; aż sam jestem w szoku. W pierwszej rundzie było nie do końca tak, jak chciałem - skomentował.

Wczoraj wiślanin wprowadził w technice drobną zmianę, która najwyraźniej przynosi spodziewany efekt:

- Gdy odpycham się z belki, daję ręce niżej, a później je dźwigam - i tyle - objaśnił.

Ze swoich podopiecznych może być zadowolony Michal Doležal - w końcu był to najlepszy dla Polaków weekend, od kiedy Czech został głównym trenerem naszej kadry:

- To były dla nas dwa bardzo dobre konkursy. Trzeba dalej pracować i utrzymać ten poziom - to nasz cel - zaznaczył Doležal. - Dzisiaj Dawid oddawał równe skoki, choć nie takie, jak w Bischofshofen. Musimy to przeanalizować, przedyskutować i będzie dobrze. Kamil dwa razy był czwarty - to bardzo dobry znak; będziemy się starać, by na dużej skoczni było jeszcze lepiej. Piotrek oddał bardzo dobry skok i nie ma nic więcej do dodania. Wykorzystał to, co ma, i odleciał.

Szkoleniowiec potwierdził, że w kolejny weekend zobaczymy reprezentację nieco inną niż ta, której kibicowaliśmy w ostatnich tygodniach. Szczegółów jednak na razie nie zdradził:

- Do Titisee-Neustadt nie pojedzie ta sama szóstka. Będę jeszcze rozmawiać z Maćkiem Maciusiakiem i później ogłoszę skład - zapowiedział.