Jeszcze dwa i pół tygodnia temu Marius Lindvik cieszył się z pierwszego podium w karierze; dziś pierwszy raz stanął na najwyższym stopniu. 21-latek tym samym potwierdza, jak wielki ma talent...
- To niesamowity dzień! Jestem taki szczęśliwy, nie mogłem lepiej rozpocząć nowego roku. Pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata to dla mnie coś szczególnego - marzyłem o tym, odkąd zacząłem uprawiać skoki narciarskie, i wreszcie się ziściło! - cieszył się mistrz świata juniorów z 2018 roku.

Jeszcze we wtorek nic nie zapowiadało, że młody Norweg może liczyć się w walce o wygraną, jednak po świetnej próbie w pierwszej serii było jasne, że będzie groźny.

- Wczoraj nie mogłem się odnaleźć na tej skoczni, ale dzisiaj dotarło do mnie, co powinienem zrobić. Oddałem dzisiaj dwa naprawdę dobre skoki; ten z pierwszej serii to prawdopodobnie jeden z najlepszych w moim życiu - wszystko zagrało tak, jak powinno.

Po wyrównaniu rekordu Simona Ammanna Lindvik wyraźnie prowadził. Przed ostatnim skokiem konkursu mógł jednak czuć sporą presję...

- Niczego nie oczekiwałem. Starałem się pozostać spokojny i skupić się na sobie. Wiedziałem, że mam sporą szansę i chciałem ją wykorzystać. Udało się.

Teraz skoczkowie przeniosą się do Austrii, gdzie czeka ich druga połowa 68. Turnieju Czterech Skoczni.

- Nie mogę się doczekać startu w Innsbrucku i Bischofshofen. Znam skocznię w Innsbrucku, latem mieliśmy tam obóz treningowy; w Bischofshofen nigdy nie skakałem - to będzie więc dla mnie nowe doświadczenie.

W klasyfikacji generalnej TCS Lindvik zajmuje obecnie czwarte miejsce; do Ryoyu Kobayashiego traci 18,9 punktu.

- Staram się nie myśleć o klasyfikacji generalnej. Wiem, jakie są możliwości, zawsze jest szansa na wygraną w całym Turnieju, ale muszę się skupiać na tym, co mam do wykonania - zakończył.