Co się odwlecze, to nie uciecze - mógłby powiedzieć Marius Lindvik. Po falstarcie związanym z dyskwalifikacją w Ruce Norweg wreszcie pierwszy raz stanął na podium zawodów Pucharu Świata - w Klingenthal.
Podwójny mistrz świata juniorów z 2018 roku już w tym sezonie cieszył się z pierwszego podium PŚ w karierze - radość ta szybko jednak została przerwana pamiętną dyskwalifikacją za niewystarczająco przepuszczalny kombinezon. W Klingenthal z kombinezonem, jak i innymi aspektami sprzętowymi, już wszystko było w porządku - podobnie jak z formą Norwega.

- W końcu na podium! Czuję wielką radość, to naprawdę fajne uczucie, aż brakuje mi słów - cieszył się Lindvik.

21-latek jest dopiero drugim (po Danielu Andre Tande) reprezentantem swojego kraju, który tej zimy stanął na podium konkursu indywidualnego, jednak wysoką dyspozycję prezentowali także Robert Johansson, Johann Andre Forfang, Thomas Aasen Markeng czy Robin Pedersen.

- Moje skoki były bardzo dobre. Świetnie przepracowaliśmy lato, czego efekty widzimy właśnie teraz. W naszej drużynie każdy jest wystarczająco silny, by wygrywać - zaznaczył.

Radość z sukcesu popsuł niestety upadek Thomasa Aasena Markenga - aktualnego mistrza świata juniorów.

- Mam nadzieję, że uraz nie jest zbyt poważny i Thomas szybko powróci do formy. Ciężko było patrzeć, jak się przewraca. Cały czas mam to w głowie. Wszyscy życzymy mu, żeby szybko stanął na nogi - zakończył Lindvik.