Choć Stefan Kraft prezentował dobre skoki od początku sezonu, to pierwsze indywidualne podium tej zimy przyszło dopiero dziś - w zwariowanym konkursie w Niżnym Tagile. Austriak nie kryje zaskoczenia...
Pierwsze serie skoków w tym sezonie - te podczas oficjalnego treningu w Wiśle - należały do Stefana Krafta. Dzień później Austriak wraz z kolegami zwyciężył w drużynowym konkursie w Wiśle. Na indywidualne podium musiał jednak poczekać piętnaście dni - od razu stanął na najwyższym stopniu. Ten wynik zawdzięcza wysokiej formie, dużej odporności psychicznej i warunkom, które nie przeszkadzały.

- Gdy siedzisz na belce, nigdy nie wiesz, na jakie warunki zaraz trafisz. Musisz zaatakować i mieć nadzieję, że dostaniesz wiatr pod narty - tłumaczył Kraft. - Dziś zdecydowałem się podjąć ryzyko, zaatakować i zobaczyć, jak to się skończy. Oczywiście, w obu seriach miałem trochę szczęścia - dodał.

Austriak nie kryje zaskoczenia swoją wysoką dyspozycją, która najwyraźniej wciąż rośnie. Dziś drugiego Killiana Peiera pokonał aż o 23 punkty.

- Bardzo się cieszę, że znów stanąłem na najwyższym stopniu podium. Jestem też trochę zaskoczony, że moja forma jest w tej chwili tak dobra i stabilna, ponieważ latem i jesienią oddawałem wiele kiepskich skoków, co nie wpłynęło pozytywnie na moją pewność siebie - przypomniał.

Warto dodać, że dla Krafta charakterystyczne jest "rozkręcanie się" z biegiem sezonu - zwykle drugą część zimy Austriak ma lepszą. A żadnego ze swoich siedemnastu indywidualnych zwycięstw w Pucharze Świata nie odniósł tak wcześnie jak dzisiejszego...