Daniel Andre Tande nie mógł sobie wymarzyć lepszego powrotu do rywalizacji w Pucharze Świata. Problemy ze zdrowiem najwyraźniej są już za nim, a wygrana w Wiśle potwierdza, że Norweg znów będzie się liczyć.
623 dni minęły, odkąd Daniel Andre Tande ostatni raz stanął na najwyższym stopniu podium indywidualnych zawodów Pucharu Świata. Dziś, po poważnych problemach zdrowotnych, znów to Norweg był najlepszy, a na dodatek założył żółty plastron lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

- Czuję się wspaniale. Nie mogłoby być lepiej. Nie miałem prawa oczekiwać, że już teraz będę skakać na takim poziomie. Za mną nieudane próby w kwalifikacjach czy w pierwszej serii konkursu drużynowego, ale z drugiej strony moje najlepsze skoki były całkiem dobre. Nie spodziewałem się, że będę walczyć o podium i - zwłaszcza - o wygraną. Dzisiaj jednak było niesamowicie - cieszył się Tande po konkursie.

Norweg przyznaje, że aura nie była najkorzystniejsza dla skoczków:

- Dzisiejszy konkurs przypominał ten wczorajszy, warunki były zmienne. Było ciężko, zwłaszcza dla jury - oni jednak zrobili, co mogli, aby zapewnić wszystkim zawodnikom podobne warunki. Myślę, że Borek Sedlak wykonał dziś świetną pracę na wieży sędziowskiej, on chyba napocił się najbardziej z nas wszystkich - pochwalił byłego kolegę ze skoczni.

Aktualny mistrz świata w lotach pokazał, że - jeśli wszystko dobrze pójdzie - będzie w marcu walczyć o obronę tytułu. Do tego jednak jeszcze daleka droga...

- To zwycięstwo potwierdza, że latem zrobiłem wszystko tak, jak powinienem. To pokazuje, że praca, jaką wykonałem od lutego, opłaciła się. Mam nadzieję, że będę w stanie utrzymać ten poziom - zakończył.