Gdy w grudniu 2018 roku Sarah Hendrickson ogłosiła, że odpocznie od skoków, niewielu wierzyło w jej powrót. Amerykanka jednak nie poddaje się i niebawem ponownie zobaczymy ją na skoczni.
Hendrickson to jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek - na swoim koncie ma Puchar Świata z 2012 roku i mistrzostwo świata wywalczone w 2013 roku, wygrała trzynaście konkursów PŚ.

Ostatnie lata nie były jednak dla niej udane - w sierpniu 2013 roku odniosła poważną kontuzję, która odnowiła się po kolejnych dwóch latach. Od tego czasu Amerykanka nie potrafiła nawiązać do swoich dawnych sukcesów - czego efektem były dalekie miejsca w PŚ i przerwa od skoków w minionym sezonie.

- Byłam wykończona fizycznie i psychicznie; robiłam, co trzeba, ale nie cieszyłam się tym. Uznałam, że można wykonywać swoje zadania, ale bez poświęcenia to nic nie da. Wiedziałam, że to zła droga.

Teraz czas na powrót, który - jak się okazuje - nie był wcale pewny:

- Właściwie to nie wiedziałam, czy powrócę na skocznię; uważałam, że już się "skończyłam". Szczerze mówiąc, przypuszczam, że niektórzy ludzie - również moi trenerzy, rodzina, menedżer - podzielali tę opinię, bo wiedzieli, ile miałam gorszych chwil - opowiada Hendrickson. - Ale w lutym oddałam kilka skoków i wszystko się zmieniło.

Regularne treningi w Park City i Steamboat Springs sprawiły, że radość ze skakania powróciła, a chęć porzucenia ukochanej dyscypliny zniknęła.

- Nie mogłam przestać się uśmiechać, skakanie znowu dawało mi mnóstwo frajdy. Te próby może nie były szczególne z technicznego punktu widzenia, ale czułam się dobrze, byłam bardzo szczęśliwa. Stwierdziłam: ok, powróćmy do poważnych treningów i zobaczymy, co się stanie.

Przez ostatnie półtora roku Hendrickson przebywała w Colorado, gdzie spędzała czas ze swoim chłopakiem. Pobyt zresztą przedłużył się ze względu na odniesioną przez niego kontuzję i konieczność pomocy. W tym czasie odświeżyła głowę, zajmując się wspinaczką, jogą, jazdą na rowerze górskim czy narciarstwem, a także nauką. Pod koniec lata powróciła do Europy, gdzie rywalizowała w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Lillehammer i Stams, gdzie zajmowała szóste i dziewiąte miejsce, a także została zdyskwalifikowana. Niedługo nadejdzie czas na zimowe starty. A jeśli nie wyjdzie? Zawsze jest alternatywa w postaci powrotu do USA i tego, co robiła w ostatnich kilkunastu miesiącah.

- Jestem przekonana, że teraz jest wszystko w porządku. W razie czego mam plan B, który wdrożę, gdy przyjdzie właściwy czas. Skoki narciarskie są i były całym moim życiem, zwłaszcza gdy wygrywałam. Ale teraz odkryłam, że istnieją też inne dziedziny, w których się sprawdzam, i mogę zdecydować, kim właściwie chcę być - zakończyła.