Maren Lundby nie będzie dobrze wspominać ostatnich treningów w Lillehammer. Norweżka zaliczyła na Lysgaardsbakken bardzo nietypowy upadek...
Jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek nawet nie zdążyła przypiąć nart, a już zjeżdżała w dół:

- Aby przesunąć belkę startową, trzeba przejść na drugą stronę rozbiegu. Trzymałam się belki, weszłam na tory i straciłam grunt pod nogami - tłumaczyła Lundby, zaznaczając, że tory były mokre wskutek obfitych opadów deszczu. - Nagle okazało się, że leżę na plecach i zjeżdżam po rozbiegu. Robiłam wszystko, żeby zwolnić; próbowałam ratować się rękami i nogami. Nie udało się jednak zatrzymać, więc spadłam z progu.

Mistrzyni olimpijska, mistrzyni świata i zwyciężczyni Pucharu Świata w jednej osobie w efekcie doznała obrażeń - choć jeszcze nie wiadomo, jak poważnych:

- Upadłam na kolano i uderzyłam głową w beton; na szczęście miałam kask. Obecnie wiemy o wstrząśnieniu mózgu i potłuczonym kolanie. Teraz musimy poczekać na wyniki rezonansu magnetycznego, aby wykluczyć inne urazy. Liczę na dobre wiadomości - zaznaczyła.

W późniejszym czasie stało się jasne, że Norweżka uniknęła poważnych urazów - badanie nie wykazało żadnych zniszczeń kości czy więzadeł, widoczny jest tylko obrzęk. W ciągu kilku dni Lundby będzie mogła wznowić treningi, choć z pewnością będzie im towarzyszył ból.