Choć zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, polscy skoczkowie zakończyli drużynowy konkurs w Oslo poza podium. O wszystkim zadecydowała ostatnia próba w wykonaniu Kamila Stocha...
Po tym, jak Dawid Kubacki w trzeciej kolejce oddał jeden z najlepszych skoków konkursu (133 metry), polska drużyna wyszła na prowadzenie, a nad goniącą ją Austrią miała piętnaście punktów przewagi. I choć wydawało się, że utrzymanie (albo i powiększenie) tej różnicy będzie dla Kamila Stocha formalnością, stało się inaczej...

Stoch uzyskał zaledwie 112 metrów, co zaprzepaściło szanse naszej drużyny na podium, a on sam stracił wiele punktów w klasyfikacji Raw Air. Polak nie zrzuca winy na warunki i przyznaje, że to jego wina:

- Niestety nie wykorzystałem szansy, źle się odbiłem - za późno. Przez to nie dało się już odlecieć. Zawaliłem i nie jestem zadowolony, że kolejny raz przytrafiło mi się to w konkursie drużynowym - podsumował Stoch. - Chciałem skoczyć normalnie, a skoczyłem bardzo źle. Jestem zawiedziony sobą. To był mój błąd. Warunki były, jakie były - na to nie mam wpływu - dodał.

Nasz skoczek przyznaje, że choć nie jest dumny ze swojego dzisiejszego występu, to wciąć chce walczyć:

- Sytuacja jest nieciekawa, napięta - przyznał chyba nie do końca serio. - Nie jest wesoło, ale to nie koniec świata - zostało jeszcze wiele skoków. Trzeba wziąć się za siebie i dalej robić swoje - zakończył.