Jeszcze na półmetku dzisiejszego konkursu wszystko wskazywało, że najwyżej sklasyfikowanym Polakiem będzie Kamil Stoch. Ostatecznie wyprzedził go Dawid Kubacki - i nikt więcej, co oznaczało srebrny medal.
91,5 metra w pierwszej serii wystarczyło Kamilowi Stochowi tylko na osiemnaste miejsce. Skok o dziesięć metrów lepszy w drugiej rundzie był na miarę srebrnego medalu mistrzostw świata.

- Dzień niesamowity, myślę, że nikt nie napisałby lepszego scenariusza dzisiejszego konkursu. Ja po pierwszej serii byłem już załamany, myślałem, że dałem z siebie wszystko, ale jest jak jest. A później... coraz wyżej, coraz wyżej... a jeszcze Dawid mistrzem świata... - mistrz nie mógł odnaleźć właściwych słów, by opisać dzisiejsze wydarzenia. - Prawdę mówiąc, gdy wiadomo było, że Dawid stanie na podium, to już się cieszyłem. Myślałem jednak o tym, że zostało dwóch pewniaków i raczej zabraknie...

Stoch odniósł się do mocno nietypowych warunków, jakie panowały w piątek na skoczni w Seefeld:

- Dzisiaj nie trzeba było oddawać idealnych skoków, wystarczyły dwa dobre i mieć szczęście. Albo nieszczęście i szczęście. Niektórzy mieli dobre warunki w pierwszej serii, inni w drugiej - taki jest ten sport - zaznaczył. - Dziś nie było sprawiedliwych warunków, ale to nie pierwsze takie zawody i na pewno nie ostatnie. Nie ma co się tłumaczyć, tylko cieszyć z tego, co mamy - każdy by tak zrobił.

Teraz czas na uświadomienie sobie sukcesu, ale i przygotowania do następnych startów:

- To dojdzie do nas, gdy będziemy odbierać medale i zostanie zagrany hymn - to będzie takie... prawdziwe. Dzisiaj na pewno będziemy świętować, cieszyć się, spędzać wieczór z uśmiechami na twarzy. Ale jutro trzeba się zebrać w sobie i robić to, co umiemy - przypomniał, nawiązując do sobotniego konkursu drużyn mieszanych.