Drugie zawody mistrzostw świata za nami, a Polacy wciąż bez medalu. Nasi skoczkowie nie ukrywają, że sytuacja nie jest optymalna, ale zamierzają dalej walczyć o podium.
Ostatnio polscy skoczkowie wrócili z mistrzostw świata bez medalu zdobytego w drużynie w 2011 roku - wtedy nasz zespół (w składzie: Małysz, Stoch, Żyła, Hula) zajął czwarte miejsce na skoczni normalnej i piąte na dużej, a dwukrotnie triumfowali Austriacy. Później (Val di Fiemme 2013, Falun 2015, Lahti 2017) regularnie stawali na podium. I choć przed nami jeszcze konkurs drużyn mieszanych, to trudno oczekiwać, że w Austrii nasi reprezentanci podtrzymają tę passę.

Oba konkursy w Innsbrucku nie wyszły naszym zawodnikom tak, jak oczekiwali i oni, i kibice.

- Walczyliśmy tak, jak to zwykle robimy - czy w Lahti, czy w Willingen, czy wszędzie indziej. Tutaj nie potoczyło się to po naszej myśli - przyznał Piotr Żyła. - Ani jeden z moich skoków w Innsbrucku nie był taki, jak bym chciał. Pozostaje walczyć dalej, pozostaje mniejsza skocznia. Muszę oddawać swoje normalne skoki, bo stać mnie na dalekie loty. Trzeba dalej robić swoje i walczyć.

Szczególnie smutny po dzisiejszym występie był Stefan Hula, który w składzie na dzisiejsze zawody pojawił się w ostatniej chwili. Wiadomo było, że zawodnik ze Szczyrku nie jest w optymalnej dyspozycji, ale mimo wszystko starał się dać z siebie jak najwięcej.

- To dla mnie trudny dzień. Mój pierwszy skok był zły, to ja szczególnie zawaliłem - powiedział samokrytycznie. - To bardzo boli, bo zabrakło do "pudła". Cóż, to jest sport. Moja dyspozycja nie jest taka, jakiej bym oczekiwał, a dziś, przy stresie i walce o jak najwyższe cele, coś się zablokowało. Mogę tylko przeprosić.

Z dobrej strony pokazywał się dziś Dawid Kubacki, który dostrzegł w swoich próbach powody do optymizmu:

- To specyficzny obiekt, ale nie zwalnia to nas z oddawania dobrych skoków. Ja skakałem dziś lepiej niż w poprzednich dniach, ale to cały czas nie to, czego bym od siebie oczekiwał - można tu skakać dalej, to praca na przyszłość - zaznaczył. - Walczyliśmy, staraliśmy się pokazać, na co nas stać. Dzisiaj to nie wystarczyło, by znaleźć się na podium. To przykre, ale to nie koniec mistrzostw i sezonu. Warto wyciągnąć z tego pozytywne rzeczy i pracować dalej, bo jeszcze trochę skoków przed nami. W Seefeld na pewno będę walczył. Stać mnie na dobre skoki i dobre wyniki, ale nie wieszajmy medali przed konkursem.

Słowa kolegów potwierdza startujący dziś jako ostatni Kamil Stoch:

- To nie był oszałamiający występ. Mój pierwszy skok był w miarę dobry, w drugim wkradło się trochę emocji i nie był czysty technicznie. Aby zdobyć medal, trzeba było skoczyć super, wznieść się na wyżyny możliwości - ocenił swój występ. - Każdy z nas dał z siebie wszystko, każdy chciał jak najlepiej. Nie wystarczyło na medal, a tylko i aż na czwarte miejsce. Taki jest ten sport.

Wicelider Pucharu Świata przypomina jednak, że w Seefeld jeszcze można coś wywalczyć:

- Dziś widocznie nie był nasz dzień, ale nie znaczy to, że to nie będą nasze mistrzostwa - przed nami jeszcze konkurs, albo i dwa (mam nadzieję). Trzeba podnieść głowę, sprawdzić, co można poprawić i iść dalej - stwierdził. - Chciałbym wystąpić w konkursie drużyn mieszanych, ale to ma drugorzędne znaczenie - decyzję podejmie trener. Ja postaram się skakać najlepiej, jak potrafię; zobaczymy, co będzie dalej.