W historii Pucharu Świata dotychczas ośmiu skoczków potrafiło zwyciężyć przynajmniej dziesięć razy w ciągu jednego sezonu. Dziś do tego grona dołączył dziewiąty - jest nim Ryoyu Kobayashi.
Dominator zimy 2018/2019 dołączył dziś do Petra Prevca, Gregora Schlierenzauera, Janne Ahonena, Martina Schmitta, Adama Małysza, Mattiego Nykänena, Andreasa Goldbergera i Thomasa Morgensterna - dotychczas tylko oni byli w stanie wygrać przynajmniej dziesięć razy w ciągu jednego sezonu Pucharu Świata; dodajmy, że Schlierenzauer, Schmitt i Nykänen czynili to dwukrotnie.

Co ważne, triumfując dziś w Oberstdorfie Kobayashi powrócił na zwycięską ścieżkę po trzech tygodniach od swojej ostatniej wygranej, kończącej okres dominacji Japończyka. Tym samym udowodnił, że wcale się nie "skończył". W piątkowym konkursie jednak nic nie zapowiadało, że sobotnie zawody mogą się tak zakończyć...

- Dziś odnalazłem czucie właściwe dla lotów narciarskich, wczoraj mi tego brakowało - przyznał Kobayashi. - Nie wiem, czy jutro będę w stanie powtórzyć swój występ, ale na pewno będę się cieszył lotami.

Japończyk na mamuciej skoczni zadebiutował niespełna trzy lata temu w Planicy. Dotychczas nie uzyskiwał w lotach szczególnie imponujących wyników - jego najlepszą lokatą w zawodach PŚ na tak dużych obiektach było trzynaste miejsce wywalczone w Planicy w 2018 roku. W tamten weekend, ale dwa dni później, ustanowił swój poprzedni rekord życiowy - 233 metry. Dziś go poprawił o metr. Jaki jest sposób Kobayashiego na dalekie latanie?

- Loty narciarskie są wymagające fizycznie, ale jeśli nie myśli się zbyt dużo, to wszystko układa się dobrze.

Dzisiejsza wygrana pozwoliła Kobayashiemu powiększyć przewagę nad Stefanem Kraftem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata do 470 punktów. Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki tracą już ponad 500 "oczek".