67. Turniej Czterech Skoczni dla słoweńskich skoczków okazał się blamażem. Nie jest to łatwy czas dla Gorazda Bertoncelja, dla którego to pierwszy sezon w roli głównego szkoleniowca, jednak - jak podkreśla - najważniejsze jest, aby zapomnieć o TCS i skupiać się na kolejnych startach.

Słoweńcy tylko siedmiokrotnie punktowali w 67. edycji prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni, z czego trzy razy w czołowej trzydziestce znalazł się Timi Zajc.
- Jesteśmy całkowicie rozczarowani, oczekiwaliśmy o wiele więcej. Przed Turniejem uważaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani technicznie, ale okazało się inaczej - wyjaśniał w wywiadzie szkoleniowiec Słoweńców. - Włożyliśmy w przygotowania dużo energii i wysiłku, ale sezon jeszcze się nie skończył. Uważam, że przyjdą lepsze wyniki. Musimy zapomnieć o Turnieju Czterech Skoczni tak szybko, jak to możliwe, i patrzeć do przodu. Trzeba zakończyć ten sezon najlepiej, jak potrafimy.

Słoweniec przypomniał, że jego celem jest stworzenie mocnej ekipy, ale niestety jego podopieczni zmagali się z kontuzjami w okresie przygotowawczym:

- Naszym celem było i jest stworzenie silnego zespołu - tak, abyśmy walczyli z najlepszymi; nie tylko indywidualni zawodnicy, ale cały zespół. W trakcie sezonu mieliśmy wiele problemów związanych z urazami i chorobami, tutaj mamy wciąż dużo rezerw (Peter Prevc, Tilen Bartol, Žiga Jelar).

Niespodziewanie liderem słoweńskiego zespołu został niespełna dziewiętnastoletni Timi Zajc, który zaimponował bardzo dobrym początkiem sezonu i świetnymi startami w Turnieju Czterech Skoczni - w pierwszych trzech konkursach niemiecko-austriackiego tournée zajmował miejsca w czołowej dziesiątce, ale niestety w Bischofshofen wskutek problemów ze sprzętem popsuł skok i ostatecznie ukończył Turniej na dwudziestym miejscu w klasyfikacji końcowej.

- W ostatnim konkursie Timi miał problem z zamkiem w kombinezonie; nie wiemm, jak to mogło się stać. Oczywiście pojawiła się nerwowość. Kiedy zaczął szarpać za ekspres, ten się zaciął, ostatecznie starter skleił to srebrną taśmą samoprzylepną. A to wszystko oczywiście odbiło się na skoku. Timi ma bardzo dobre przygotowanie psychologiczne, jest skupiony i wie, czego chce. Nie interesuje go zbytnio nic poza skokami. Jego technika w fazie lotu jest dobra, dodatkowo jest bardzo silny. Eksperci z zagranicy go podziwiają, szczególnie jego prowadzenie nart w powietrzu - chwalił swojego podopiecznego Bertoncelj.

Po niemieckiej części turnieju słoweński szkoleniowiec zmuszony był wycofać braci Prevców, którzy wrócili do Słowenii, aby pracować nad techniką.

- Jeśli chodzi o Petra, to z powodu jego kontuzji kostki nie mieliśmy wiele miejsca na manewry, a nie chcieliśmy wszystkiego dodatkowo komplikować. Chcieliśmy, żeby wystąpił w Pucharze Świata, ale to był bardzo krótki czas, aby cokolwiek radykalnie zmienić w jego technice. Myśleliśmy, że to jakoś pójdzie. W Engelbergu zaczął obiecująco, ale potem posypał się w Oberstdorfie. Czasami wystarczy drobna rzecz - odpocznij, wycisz się, zacznij od nowa i wymazuj złe rzeczy. Wtedy zmiana trendu zajmuje bardzo mało czasu, szczególnie kiedy jest się dobrze przygotowanym. Ale czasami, kiedy jest inaczej, potrzeba więcej czasu. Peter to perfekcjonista i chce osiągać wybitne wyniki. Przed operacją miał bardzo wysokie cele, ale potem wyłączył swoje oczekiwania i skupił się technice i wytrzymałości - wyjaśniał.

- Z kolei, jeśli chodzi o Domena, to on wciąż jest młody i musi nasiąknąć tym wszystkim. Trochę za mało skupia się na niuansach, które towarzyszą temu sportowi. Za to interesuje go wiele innych rzeczy, co też jest oczywiście słuszne. Ale jeśli chcesz mieć stabilny sezon, musisz pracować przez jedenaście miesięcy od kwietnia i skoncentrować się na tym. Dlatego osiąga takie wyniki. Zaczął znakomicie w Ruce; w Rosji, gdzie panowały trudne warunki, skakał dobrze. W Engelbergu oddał fantastyczny skok zakończony upadkiem, a potem jego forma zaczęła spadać. Teraz potrzebuje trochę czasu, aby ją odzyskał.