Dla Stefana Krafta 67. Turniej Czterech Skoczni to prawdziwy rollerocaster. W Oberstdorfie Austriak stanął na podium, w Ga-Pa nie awansował do drugiej serii, by w Innsbrucku przegrać tylko z Kobayashim...
O tym, że występy w Garmisch-Partenkirchen były dla Krafta tylko wypadkiem przy pracy, mogliśmy się przekonać już podczas wczorajszych kwalifikacji - Austriak zajął w nich dziewiąte miejsce. W dzisiejszym konkursie było jeszcze lepiej - przed swoją publicznością zajął drugie miejsce, przegrywając tylko z Ryoyu Kobayashim.

- Oczywiście, to był dla mnie wspaniały moment. Wiedziałem, że jestem w stanie osiągnąć tu dobry wynik. Świetnie było stanąć na podium przed tą wspaniałą publicznoscią - tym bardziej, że miało to miejsce w Austrii - cieszył się Kraft.

W pierwszej serii Kraft uzyskał 129,5 m; w finale lądował metr dalej. Co ważne, oba skoki zakończył bardzo dobrym lądowaniem.

- Poprawiłem się ze skoku na skok. W drugiej serii starałem się nie skakać zbyt agresywnie i udało mi się to.

Czy Kraft może być tym, który w 67. edycji TCS wreszcie pokona Ryoyu Kobayashiego. W ostatnim konkursie będą mu pomagały przysłowiowe ściany...

- Nie mogę się doczekać konkursu na mojej "domowej" skoczni w Bischofshofen, bardzo dobrze znam ten obiekt.

Na dobrą lokatę w klasyfikacji generalnej TCS Kraft szans już nie ma - obecnie zajmuje dwudzieste miejsce ze stratą ponad dwustu punktów do Kobayashiego.