Ryoyu Kobayashi jest tej zimy niezmiernie trudnym rywalem - jedynym weekendem, kiedy nie stanął na podium, był ten, na który zaplanowano konkursy w Titisee-Neustadt. Japończyk nie czuje się jednak niepokonany.
Wisła, Ruka, Niżny Tagił, Engelberg - to miejscowości, gdzie rozgrywano w tym sezonie zawody Pucharu Świata. Lista miast, w których na podium stawał Ryoyu Kobayashi, jest identyczna. Gdy odejmiemy od tego Wisłę, będziemy wiedzieli, gdzie Japończyk wygrywał...

- Właściwie to jestem zaskoczony moją formą tej zimy. Moim celem od lat było jednak prezentować tak stabilną dyspozycję - skomentował Kobayashi swoją niesamowitą i niespodziewaną dyspozycję.

Wczoraj Japończyk zajął dopiero siódme miejsce - najgorsze w tym sezonie. Dziś jednak wszystko powróciło do normy - skoki na odległość 144 i 137 metrów zapewniły mu czwartą wygraną w sezonie. Ale łatwo nie było...

- Biorąc pod uwagę tory najazdowe, dziś było trochę trudniej niż wczoraj - ocenił, nawiązując do wyższej temperatury i opadów mokrego śniegu. - Z drugiej strony w pierwszej serii miałem naprawdę dobre warunki.

Na półmetku Kobayashi miał 3,2 punktu przewagi nad Kamilem Stochem; Piotr Żyła tracił o 0,9 punktu więcej. Japończyk nie mógł więc czuć się bezpieczny:

- Nie uważam, że moja przewaga po pierwszej serii była duża. Piotr i Kamil, dwaj zawodnicy, którzy byli za mną, mogliby odrobić stratę, gdybym popełnił najmniejszy błąd - przyznał. Po drugiej serii różnica urosła jednak do 9,3 punktu.

Nic dziwnego, że po takich dotychczasowych występach Kobayashi jest kandydatem numer jeden do wygranej w nadchodzącej niemiecko-austriackiej imprezie. Pokazał już jednak, że psychicznie jest mocny.

- Nie czuję presji bycia faworytem Turnieju Czterech Skoczni. Po prostu skupiam się na moich skokach, a w najbliższym czasie chcę odpocząć w Japonii - zakończył.