Niemieccy skoczkowie do samego końca pozostawali w walce o zwycięstwo w Wiśle. Ostatecznie drużynówka padła łupem Polaków, a naszym zachodnim sąsiadom przypadło drugie miejsce.
Bardzo mocnym punktem niemieckiej ekipy był wczoraj Stephan Leyhe - to właśnie po jego drugim skoku Niemcy objęli prowadzenie w drużynówce; to był zresztą jedyny moment, kiedy Polaków nie mieliśmy na czele.

- Jesteśmy zadowoleni z drugiego miejsca, zawsze dobrze jest rozpocząć sezon od miejsca na podium - przyznał po zawodach Leyhe. - To był ciekawy konkurs, ekscytujący do ostatniego skoku. Polacy spisali się bardzo dobrze, teraz my musimy zrewanżować się i powrócić na najwyższy stopień podium - zadeklarował.

Niemiec, podobnie jak wielu zawodników i ekspertów, podkreśla, że na zeskoku są nierówności, ale nie dało się zrobić nic więcej:

- Rozbieg jest świetnie przygotowany. Zeskok trochę mniej, ale organizatorzy zrobili, co mogli, by skocznia była gotowa na zawody. Biorąc pod uwagę pogodę, jaka panowała jeszcze do niedawna, warunki są świetne - dodał Leyhe.

Tym, któremu przyszło - wraz z Kamilem Stochem - rozstrzygnąć losy konkursu, był Richard Freitag:

- Nadal czegoś brakuje, ale forma idzie w górę. Dobrze jest znowu być na skoczni, atmosfera była wspaniała - pochwalił wiślańską publiczność. - Przy lądowaniu trzeba było bardzo uważać, bo zeskok jest tak twardy, że można grać tu w curling - zakończył dowcipnie.