Wczoraj niewiele brakowało, by Kamil Stoch nie awansował do konkursu indywidualnego; w dzisiejszej drużynówce był najlepszym zawodnikiem w stawce. Jak Polak podsumowuje ten mały rollercoaster?
Wczoraj 48. miejsce w kwalifikacjach, dziś pierwsza lokata w nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej konkursu drużynowego. Wygląda na to, że Kamil Stoch od wczoraj zanotował ogromny progres. A może jednak nie?

- Wczoraj w hotelu okazało się, że w kwalifikacjach oddałem dobry skok, podobnie dzisiaj w serii próbnej - tak przynajmniej utrzymywał trener - tłumaczył Stoch po dzisiejszym konkursie. - Rozpędzamy się, szukamy optymalnego sposobu najazdu i energii na progu. Dwa dzisiejsze skoki w zawodach były solidne, to chyba jedne z najlepszych moich skoków w ostatnich miesiącach - ocenił swój występ.

Jeszcze wczoraj Polak twierdził, że skok kwalifikacyjny nie wyszedł mu przez nieco zbyt dużą ambicję... Dziś podejście było inne:

- Byłem dziś mocno zmobilizowany, żeby skakać normalnie. Świetną robotę zrobili moi koledzy, a ja miałem zrobić tylko to, co umiem.

Trzykrotny mistrz olimpijski startował w konkursie jako ostatni i walczył o wygraną. Nie rozmyślał jednak o tym:

- Nie wiedziałem, ile muszę odrobić - ale właściwie nie o to chodziło. To nie ten etap, kiedy trzeba się spinać i robić coś, czego nie potrafię. Chciałem oddać normalny skok, taki jak w pierwszej serii, a przy tym doszła bardzo pozytywna energia, na którą czekałem - zakończył faworyt niedzielnego konkursu indywidualnego.