48. miejsce w kwalifikacjach z pewnością nie było rezultatem, jaki chciał uzyskać Kamil Stoch na początku sezonu. Polak nie zamierza odpuszczać i liczy, że wkrótce jego forma stanie się bardziej stabilna.
O ile skoki treningowe Stocha (118,5 i 128,5 m) nie zachwycały, ale też nie dawały powodów do obaw, to po lądowaniu na 111. metrze w kwalifikacjach można było obawiać się, czy Polak wystąpi w niedzielnym konkursie indywidualnym. Szczęśliwie zajął 48. miejsce i wywalczył awans.

- Jest mi głupio, bo popełniłem prosty błąd - próbowałem zrobić coś, czego w tej chwili nie jestem w stanie zrobić. Trzeba było skoczyć normalnie, jak w dwóch skokach treningowych - gdyby trzeci był podobny, byłbym dużo wyżej.

Jako główny powód braku stabilizacji Stoch wskazuje brak przyzwyczajenia do wiślańskich torów lodowych:

- Nie czułem się dziś dobrze na tym rozbiegu, jeszcze nie wyczułem tych torów. Ostatnio dużo trenowaliśmy w Zakopanem, gdzie tory są inne. Muszę złapać dobre czucie. Poza tym zawsze na początku jest trochę nerwów, to też nie ułatwia zadania - podkreślił.

Przed Stochem jeszcze dwa dni startów w Wiśle - oprócz niedzielnego konkursu indywidualnego czeka go udział także w sobotnich zawodach drużynowych:

- Dobrze, że będzie kolejna szansa, żeby zrobić coś, popracować; mam nadzieję, że te skoki będą coraz bardziej stabilne - stwierdził. - Postaram się dalej robić swoje. Nie obiecuję fajerwerków ani turboszałowych skoków, ale postaram się, żeby te skoki były dobre - najlepsze, na jakie mnie obecnie stać - zadeklarował.