Przed igrzyskami niewielu stawiało Roberta Johanssona w roli faworyta do podium konkursów indywidualnych. Tymczasem Norweg w Pjongczangu zdobył już dwa brązowe medale i na tym raczej nie koniec...
Brązowy medal w konkursie na skoczni normalnej i taki sam krążek na dużym obiekcie - to dotychczasowy bilans igrzysk w wykonaniu Roberta Johanssona, który wcześniej tylko raz zdołał stanąć na podium zawodów Pucharu Świata...

- Czułem się świetnie, odkąd dotarłem do Pjongczangu; moje skoki wciąż były równe. Od początku bardzo dobrze radziłem sobie na tej skoczni, ale podczas konkursu i tak byłem zdenerwowany. Czułem jednak, że jestem w wysokiej formie - stwierdził Johansson.

Johansson w tym sezonie nie błyszczał, choć równa dyspozycja i sporo miejsc w czołowej dziesiątce przyniosły mu szóstą pozycję w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i powołanie na igrzyska.

- Przed tym sezonem marzyłem o tym, żeby w ogóle przyjechać na igrzyska - przyznał Norweg. - Od wielu, wielu lat ciężko pracowałem na takie sukcesy jak ten. Teraz ciężko mi opisać, co czuję, ponieważ marzyłem o tym od dziecka - a teraz sen się ziścił!

Dla 27-latka to z pewnością największy sukces w karierze.

- Wiedziałem, że stać mnie na medal, ale - prawdę mówiąc - nie do końca w to wierzyłem - zdradził. - Bardzo się cieszę z miejsca na podium. Dwa medale w dwóch konkursach - lepiej być nie mogło!

Cóż - może być jeszcze lepiej: Norweg wraz z drużyną ma ogromne szanse na wywiezienie z Pjongczangu jeszcze jednego krążka. Czy na pewno i jakiego koloru - okaże się już jutro...