Trzecim mistrzostwem olimpijskim Kamil Stoch po raz kolejny zapisał się w historii skoków narciarskich i polskiego sportu. Polak tradycyjnie jest zadowolony z wykonanej w ostatnich dniach pracy...
Skoki na odległość 135 i 136,5 metra wystarczyły, by pokonać Andreasa Wellingera o 3,4 punktu - mimo że Niemiec skakał dziś dalej. O wygranej zadecydowały rekompensaty za wiatr, a po wylądowaniu Polaka sprawa zwycięstwa nie była jasna...

- Nerwy były ogromne, bałem się tylko, że znów będę czwarty. Myślę - Boże, drugi, trzeci - przyjmę to, byle nie czwarty! Wiedziałem, że oddałem naprawdę dobry skok - dałem z siebie wszystko, co mogłem. Po cichu liczyłem, że to da mi wygraną - przyznał Stoch, który przypomniał, jak to było cztery lata temu: - W Soczi było więcej nerwów. Tam wiedziałem, że popełniłem duży błąd - dlatego z taką nerwowością czekałem na wynik.

Tydzień temu, na normalnej skoczni, Stochowi niewiele zabrakło do podium. Na dużym obiekcie Polak nie chciał spisywać się jeszcze lepiej. I to mu się udało:

- Nie chcę się przechwalać, ale wiedziałem, że stać mnie na wiele. Chciałem oddawać jak najlepsze skoki, zwłaszcza na dużej skoczni, gdzie tak bardzo lubię latać. Mogę w pełni świadomie powiedzieć, że to były dwa najlepsze skoki, jakie tutaj oddałem. Cieszę się z pracy, którą wykonałem przez cały ten tydzień - dodał Polak.

Cztery lata temu Stoch zdobył dwa złote medale olimpijskie, w Pjongczangu do tamtych dołączył kolejny. Czy krążek wywalczony dziś różni się od tych sprzed czterech lat, w ciągu których w karierze Stocha wydarzyło się tak wiele?

- Sukces smakuje inaczej niż cztery lata temu. Lepiej czy gorzej - nie wiem. Czuję się jakbym śnił, pewnie to do mnie dotrze dopiero za parę dni.

Tradycyjnie Stoch przypomniał o osobach, które pomogły mu wywalczyć kolejne trofeum:

- Bardzo dziękuję sztabowi szkoleniowemu - wszystkim, bez wyjątku. Oni mają ogromny udział w każdym sukcesie - moim i drużyny; dziękuję też kibicom, najbliższym, żonie, dziennikarzom - zakończył.