Taki wynik był zaskoczeniem dla wszystkich - skoczków, artystów, kibiców. Po ubiegłorocznym zwycięstwie narciarzy jeszcze dwa dni temu wydawało nam się, że również tym razem nie powinni mieć problemów z pokonaniem artystów. Wczorajszy mecz pokazał jednak, że zawodnicy Pucharu Świata są do pokonania. Ale tego, co stało się dzisiaj na stadionie w Chorzowie, chyba nie spodziewał się nikt. Artyści wygrali z naszymi ulubieńcami aż 4:2 - różnica byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie udany rzut karny Adama Małysza.
Już przed meczem kapitanowie obu drużyn, Olaf Lubaszenko i Adam Małysz, zapowiadali, że dla nich nie liczy się wynik, a przede wszystkim dobra zabawa i szczytny cel. Obaj przyznali, że miło byłoby wygrać, lecz nie to jest najważniejsze. Zgodnie stwierdzili, że remis byłby najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.

Początek spotkania poprzedziła chwila ciszy po śmierci dziennikarzy Telewizji Polskiej.

Spotkanie sędziowane przez Michała Listkiewicza rozpoczęła Izabela Małysz, podając piłkę do męża. Już w pierwszej minucie żółtą kartkę za nieczyste zagranie dostał Cezary Pazura. W początkowej fazie spotkania dobrze grali skoczkowie, którzy oddali kilka groźnych strzałów na bramkę R.A.P. Bardzo aktywni byli Florian Liegl i Martin Schmitt (ten drugi w czwartej minucie niemal zdobył gola).

W 11. minucie na murawie zdarzył się mały incydent - zderzyli się Giafranco Oballa (trener Włochów) i Andrzej Nejman. Cierpiący Włoch musiał zejść z boiska.

Mniej więcej wtedy skoczkowie zaczęli przechodzić kryzys (który nie opuścił ich już do końca). Mimo kilku ciekawych akcji (m. in. Mortena Solema), nie potrafili uzyskać przewagi. Artyści za to rozkręcali się z każdą minutą - swoich sił próbował Marcin Dorociński (powstrzymany przez Adama Matyska, byłego bramkarza reprezentacji Polski, który gościnnie wystąpił w szeregach skoczków).

Po dwudziestu minutach gry nastąpiła wymiana zawodników w drużynie skoczków - na płycie stadionu pojawili się m. in. Akseli Kokkonen i Bjoern Einar Romoeren. Nowy skład skoczków widocznie nie zdążył się zgrać, ponieważ tuż po zmianie bramkę na korzyść Reprezentacji Artystów Polskich zdobył Ferid Lahdar.

Z rzutu wolnego w 22. minucie nie skorzystał Heinz Kuttin. Przez jakiś czas żadnej z drużyn nie udawało się rozegrać żadnej akcji, w której mogliby zagrozić przeciwnikom. Dobrze widoczni byli Akseli Kokkonen (nie tylko za sprawą bardzo jasnych włosów, ale i niezłej gry) oraz Bjoern Einar Romoeren (niestety, Norweg nie grał zbyt czysto - najpierw sfaulował Michała Milowicza, a później Piotra Wiszniowskiego).

Ku niezadowoleniu państwa Małyszów, którzy razem przyglądali się grze, w 30. minucie kolejną bramkę na konto R.A.P. zdobył Marcin Dorociński. Skoczkowie starali się odrabiać straty - w 34. minucie świetny strzał oddał Bine Norcic, jednak Maciej Dowbor (bramkarz R.A.P.) był lepszy. Dopiero w ostatniej minucie pierwszej połowy kontaktową bramkę strzelił Simone Pinzani z ekipy włoskiej. Po czterdziestu minutach gry, przy wyniku 2:1 dla Reprezentacji Artystów Polskich, nastąpiła przerwa.

Drugą połowę spotkania rozpoczęła drużyna R.A.P. Andrzej Andrzejewski oddał silny strzał na bramkę, ale nie dał rady Matyskowi. W 46. minucie gry do 3:1 wynik podniósł Marcin Dorociński. Skoczkowie byli już wyraźnie zdenerwowani sytuacją - zapewne właśnie stres doprowadził do tego, że całkiem się pogubili. Czwartą bramkę dla artystów zdobył Andrzej Andrzejewski! Skoczkowie zaczęli dawać z siebie wszystko. Bardzo blisko zdobycia gola był Morten Solem. Kopnięta przez niego piłka przeleciała metr od bramki R.A.P. W 55. minucie doszło do stracia pomiędzy Adamem Małyszem a Maciejem Kubicą (zdobywcą jedynego gola we wczorajszym meczu). Kaskader przez chwilę leżał na murawie, ale szybko się podniósł i wrócił do gry.

Na boisku zaczęło robić się nudno. Gra toczyła się w środku pola. Wielokrotne ataki skoczków były nieskuteczne, głównie dzięki świetnej obronie artystów. Gdy wydawało się, że zaśniemy, zdarzyło się coś nieprzewidzianego. W 73. minucie na boisko wbiegli wszyscy zawodnicy z obu drużyn! 60 zawodników i jedna piłka - to stworzyło ogromne zamieszanie na murawie. Przewaga liczebna skoczków nie pozwoliła im niestety zdobyć punktu.

Atmosfera na stadionie robiła się coraz bardziej festiwalowa - do tego stopnia, że niektórzy zapominali, co robią na boisku. Tomaszowi Kalczyńskiemu z R.A.P. najwyraźniej pomyliły się dyscypliny - złapał piłkę w ręce i zaczął uciekać, jak w rugby. Sędzia Listkiewicz nie był pobłażliwy - nakazał rzut karny dla drużyny skoczków. Jedenastkę miał wykonać Adam Małysz. W bramce, oprócz Macieja Dowbora, stanęło więcej piłkarzy R.A.P. Niestety, Małysz strzelił niecelnie. Na szczęście pozwolono mu spróbować po raz drugi (w sprawiedliwych już warunkach: jeden na jednego) - tym razem skutecznie!

Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla Reprezentacji Artystów Polskich. Jednak wszyscy piłkarze z obu drużyn zgodnie podkreślali, że dla nich najważniejsza była dobra zabawa i szlachetny cel imprezy.

Dzisiejszy mecz nie był ostatnią możliwością spotkania się kibiców z ulubionymi skoczkami. Jutro o godzinie 16:00 w Wilanowie rozpocznie się festyn rodzinny z udziałem sportowców. Po imprezie zawodnicy udadzą się na wystawny obiad.