Indywidualny konkurs MŚ w lotach dał Richardowi Freitagowi dużo radości. Niemiec nie tylko zaliczył udany powrót po kontuzji, ale też wywalczył swój pierwszy indywidualny medal imprezy mistrzowskiej.
Richard Freitag, podobnie jak Daniel Andre Tande, już kilka razy stawał na podium mistrzostw świata - zarówno w lotach, jak i klasycznych. Wszystkie pięć medali (złoty, trzy srerbne i jeden brązowy) zdobył jednak w drużynie. Teraz w swoim dorobku ma pierwszy indywidualny krążek.

- To coś niesamowitego. Gdyby tydzień temu ktoś mnie zapytał, czy mogę zdobyć tu medal, odpowiedziałbym, że nie wiem, czy wystartuję. Po Innsbrucku bardzo starałem się, żeby powrócić. Na początku nie byłem pewien, czy wszystko podąża w dobrą stronę. Myślę, że miałem szczęście. Cieszę się, że udało mi się wystartować. Teraz mam medal - to coś pięknego - cieszył się Niemiec.

Po pierwszym dniu rywalizacji Freitag plasował się na drugim miejscu, ostatecznie wyprzedził go Kamil Stoch, a Niemiec zakończył konkurs na najniższym stopniu podium. Nie da się ukryć, że w pewnym stopniu zaważył na tym silny wiatr w plecy - Freitag jednak nie zwraca na to uwagi:

- Kamil wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Jeśli miałbym kogoś przepuścić przed siebie, to właśnie jego. Już zapomniałem o trudnych warunkach w trzeciej serii, jutro jest nowy dzień. Teraz chcę po prostu cieszyć się atmosferą - powiedział. - Wielkie podziękowania dla wszystkich tych, którzy przyszli pod skocznię i stworzyli tak fantastyczny nastrój.

Przed Freitagiem i innymi skoczkami jeszcze jeden dzień rywalizacji na obiekcie im. Heiniego Klopfera...

- Jutro konkurs drużynowy, więc impreza nie będzie trwała zbyt długo. Norwescy skoczkowie wyglądają na bardzo silnych. Również Polacy - nie tylko Kamil, ale i pozostali - zrobili kolejny krok do przodu. Mam nadzieję, że będziemy w stanie walczyć o medale - zakończył Freitag.