Złoty medal, który dziś w Oberstdorfie zdobył Daniel Andre Tande, to dla Norwega największy sukces w karierze. 24-latek nigdy wcześniej indywidualnie nie stanął na najwyższym stopniu podium wielkiej imprezy.
Tande w przeszłości zdobywał już medale imprez mistrzowskich - złoto na mistrzostwach w lotach w Bad Mitterndorf, srebro na mistrzostwach świata w Lahti czy brąz w juniorskim czempionacie w Val di Fiemme były jednak wywalczone w drużynie. Dziś Norweg mógł poczuć, jak smakuje indywidualne zwycięstwo w mistrzostwach świata.

- Szczerze mówiąc, nie wiem, jak opisać to, co teraz czuję - na pewno to bardzo wiele różnych emocji na raz. Przede wszystkim spełniło się moje marzenie - mówił Tande tuż po wygranym konkursie.

Dotychczas Norweg trzy razy zwyciężał w konkursach Pucharu Świata - robił to jednak na dużych skoczniach. Wygrana w Oberstdorfie była jego pierwszą na obiekcie mamucim. Co ciekawe, Tande miał już okazję cieszyć się ze zwycięstwa po odwołaniu ostatniej serii konkursowej - rok temu doświadczył tego w Innsbrucku.

- Oczywiście przed czwartą serią było inaczej, bo miałem świadomość, że to już ostatni skok, a różnice nie są duże. Starałem się pozostać skoncentrowany. W momencie jej odwołania tej rundy poczułem ogromną ulgę - przyznał.

W trzeciej serii Tande i poprzedzający go Richard Freitag startowali w wyjątkowo trudnych warunkach, na czym trochę skorzystał Kamil Stoch, który wyprzedził Niemca i zmniejszył stratę do Norwega. Czy Tande obawiał się, że w ostatniej rundzie Polak zdoła go pokonać?

- Dla mnie nie miało to znaczenia, cały czas byłem z przodu, choć w serii próbnej i konkursowej otrzymywałem bonifikaty w okolicach dwudziestu punktów. Przeprowadzenie ostatniej rundy konkursowej nie stanowiłoby dla mnie problemu. Choć oczywiście ucieszyłem się, gdy zawody zakończono po trzech seriach - stwierdził Norweg.

Jutro przed Tande szansa na wywalczenie kolejnego złotego medalu - podopieczni Alexandra Stöckla są bowiem zdecydowanymi faworytami konkursu drużynowego.